nie ten właśnie? Pocobym żył, gdybym nie cieszył się sobą i tym, co czynię? Dlatego raduję się i cieszę i wychodzę na bicie zwierza i połów ryby, a przez to, że biję zdobycz i łowię ryby, staję się zręczny i silny. Człowiek który pozostaje w jurcie u ogniska, nie staje się silny i zręczny. Nie jest szczęśliwy, gdy spożywa zdobycz moją, a życie nie jest dlań uciechą. Nie żyje! I dlatego powiadam — niech cudzoziemiec odejdzie. Mądrość jego nie czyni nas mądremi. Jeśli on wie, my nie mamy poco wiedzieć. Gdy trzeba — do niego pójdziemy po radę. Jemy mięso jego zdobyczy i smak jej nie jest przyjemny. Władza nasza spoczywa na jego sile, a to nie daje radości. Nie żyjemy, skoro on za nas żyje. Stajemy się opaśli i podobni kobietom, lękamy się pracy i zapominamy, jak samym czynić sobie wszystko. Puść tego człowieka, o Tantlatch, abyśmy mogli być mężczyznami. Ja, Keen — jestem mężczyzną i sam zabijam zdobycz moją.
Tantlatch obrócił nań wzrok, z którego zdawała się wyzierać beznamiętność wieczności. Keen, pełen nadziei, czekał odpowiedzi. Ale wargi nie drgnęły. I stary wódz zwrócił się ku córce.
— To, co zostało dane, nie może być odebrane — Gdy cudzoziemiec, mąż mój, nadszedł tutaj, nie znałam mężczyzny, a serce
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.