Wojownik, trafiony kulą między oczy, padł zabity i bezwładność biegu potoczyła ciało po ziemi. Fairfax otrząsnął się. Tych z towarzyszy, którzy jeszcze żyli, odepchnięto daleko w las. Słyszał tylko zaciekłe „Hia! Hia!“ wojowników, gdy skupiwszy się, dżgali i tłukli bronią z kłów i kości. Krzyki ginących uderzyły weń, jak ciosy. Wiedział, że walka skończona, sprawa przegrana, ale tradycje rasy i solidarność plemienna pędziły go, by biec na pomoc swoim, by chociaż umrzeć razem z niemi.
— Mężu mój! Mężu mój! — krzyczała Thom — Uratowany! Jesteś uratowany!
Fairfax próbował iść, ale ciężar jej ciała hamował jego kroki.
— Daremnie! Daremnie! Oni umarli, a życie jest dobre.
Oplotła szyję, owinęła się ciałem wokoło niego, on potknął się, zatoczył, zachwiał, próbując mocno stanąć na nogach, znów potknął się, i upadł plecami na ziemię. Głową uderzył w sterczący korzeń drzewny i pół ogłuszony, słabo się tylko szamotał. Gdy padali — Thom usłyszała świst pierzastej strzały szyjącej pobok i jak tarczą okryła męża własnem ciałem, opasawszy ramionami z całej siły, a twarzą i zębami przywarłszy do głowy.
Wówczas Keen powstał z gęstych za-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.