syć wilgoci, aby zasłonić chmurami ziemię od chłodu przestrzeni międzyplanetarnych. To wszystko. Nie działo się nic więcej. Nie było ani burz, ani powodzi, ani huraganów, druzgocących lasy, nic, prócz mechanicznego opadu wydzielanej wilgoci. W ciągu długich tygodni nudy, najgodniejszem uwagi zjawiskiem było podniesienie się termometru na niebywałą wysokość 15-tu stopni zimna! Jakby w odwet za to ustępstwo, przestrzenie międzyplanetarne ścisnęły ziemię natychmiast takim mrozem, że rtęć zamarzła, a termometr spirytusowy, postawszy dwa tygodnie w 70-ciu stopniach zimna — pękł wreszcie. Odtąd nie było już wiadomo, o ile mróz się powiększa. Innem zjawiskiem, nużącem swą monotonnością, było przedłużanie się nocy: aż w końcu dzień stał się podobny do małej iskry światła między dwiema falami mroku.
Neil Bonner był zwierzęciem towarzyskiem. Nawet głupstwa, za które pokutował dzisiaj, miały kiedyś źródło w jego żywiołowej towarzyskości. Tu zaś, w czwartym roku swego zesłania, znalazł się w towarzystwie (w gruncie rzeczy słowo to traciło właściwy sens) istoty posępnej i milczącej, w której oczach złowrogo płonęła nienawiść, równie nieubłagana, jak bezpodstawna. Bonner, łaknący gawędy i obcowania z człowiekiem, jak łaknie się wody, słaniał się niby cień już
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.