czarne oczy — wyczytał w nich to, co czyta zawsze mężczyzna w oczach kobiety, mającej doń należeć. Zażywszy sporą dozę lekarstwa upadł na plecy, a potem, wytrzymawszy jeszcze jeden atak, z wysiłkiem dźwignął się na łokcie.
— Słuchaj, Jees Uck — rzekł bardzo wolno, jakgdyby rozumiejąc konieczność pośpiechu i lękając się zarazem jego panicznej gorączki. — Uczyń, co ci powiem: zostań ze mną, ale nie dotykaj mnie. Potrzebuję zupełnego spokoju. Nie powinnaś odchodzić.
Szczęki poczęły mu się zwierać i twarz oszpeciło zbliżające się cierpienie. Neil jednak wytężył wolę, aby je przezwyciężyć.
— Nie odchodź. I nie wypuszczaj Amosa. Zrozumiałaś? Amos powinien zostać tutaj.
Jees skinęła głową, a Neil znowu począł tarzać się w konwulsjach, coraz słabszych jednak i rzadszych. Jees Uck strzegła go i pomna rozkazu, nie śmiała dotknąć.
W pewnej chwili Amos okazał zaniepokojenie i chciał przejść do kuchni, ale spojrzeniem podobnem błyskawicy zatrzymała go w miejscu. I znowu nic, prócz ciężkiego, rzężącego oddechu Amosa, nie mąciło ciszy.
Bonner zasnął. Przebłysk światła, mający być dniem, zagasł. Podczas gdy Amos zapalał lampy naftowe, kobieta nie spuszczała zeń oka. Nadszedł wieczór. Za oknem,
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.