obserwował z napięciem. Jees Uck zaś, pełna niezachwianej wiary w mądrość białych, szczególnie zaś w mądrość Neila Bonnera, nietylko nie rozumiejąc nic, ale wiedząc dokładnie, że nic nie rozumie, patrzyła nie na ręce Neila, ale w twarz jego.
Krok po kroku Neil zbliżał się do rozwiązania zagadki. Wreszcie przystąpił do ostatniej próby. Wziąwszy zamiast probówki wąski flakonik apteczny i trzymając go pod światło, Neil patrzał na powolne osadzenie się soli z jakiegoś rozczynu wlanego do naczyńka. Nie powiedział ani słowa zobaczywszy to, czego oczekiwał. Jees Uck, przykuta do twarzy Neila — ujrzała także. Jednym skokiem, jak tygrysica, rzuciła się na Amosa, z nieoczekiwaną zręcznością i siłą przegięła go przez kolano i nóż błysnął nad nim migocząc w świetle lampy. Amos chrypiał, ale Bonner wstrzymał cios.
— Jesteś dobra dziewczyna, Jees Uck. Ale to nic! Puść go.
Posłuszna puściła zdobycz, choć twarz jej wyrażała protest. Amos zwalił się na podłogę. Bonnner pchnął go nogą obutą w mokasyny.
— Wstać, Amos! — rozkazał. — Natychmiast proszę spakować swoje rzeczy i wyjeżdżać.
— Co to ma znaczyć?... — wybełkotał Amos.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.