jej wargi. Indjanie Tojata nie tłumaczyli Jees nigdy znaczenia pocałunku, jednak pojęła go i oddała.
Obecność Jees Uck rozświetliła wszystko. Szczęście uczyniło ją po królewsku hojną i zamieniło niby w niewyczerpaną krynicę rozkoszy. Pierwotność jej umysłu i prostota postępowania wywoływały pełne zachwytu zdumienie w człowieku zbyt cywilizowanym, który zeszedł ku niej. Jees była mu nietylko pociechą w samotności, lecz bezpośredniość jej odnawiała jego przesyconą duszę.
Zdało mu się, iż po długiej wędrówce powrócił i złożył głowę na kolanach ziemi-matki. Jednem słowem, Neil znalazł w Jees Uck młodość świata — młodość, i siłę, i radość.
Aby zaś zaspokoić resztę jego potrzeb, a także by zapobiec przesyceniu się obojga sobą, w Dwudziestej Mili pojawił się niejaki Sandy Mac Pherson, człowiek towarzyski, jeden z tych, co pogwizdują w drodze, a na postoju zanucić potrafią piosenkę. Do jego namiotu, rozbitego o kilkaset mil w górę Yukonu, zajrzał ksiądz Jezuita zaledwie na chwilę, aby odmówić modlitwy nad jego zmarłym towarzyszem. Odjeżdżając, rzekł.
— Bardzo będziesz się czuł samotny, mój synu?
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.