nikając nawskroś przez góry — pociąg wiozący Jees Uck pędził ku południowi. Jees Uck nie bała się żelaznego rumaka i nie trwożyła jej potęga cywilizacji narodu, do którego należał Neil Bonner. Przeciwnie, jakgdyby jaśniej jeszcze pojęła, jak wielkim było to cudem, że człowiek tego równego bogom plemienia trzymał ją w ramionach. Krzykliwy zgiełk San Francisco, z jego nieprzerwanym ruchem, dymiącemi fabrykami, z turkotem tysięcy ładownych wozów nie zmieszał Indjanki. Jasnem stało się jej tylko całe ubóstwo Dwudziestej Mili i skórzanych jurt obozowiska Tojatów. Spojrzała w dół, na chłopca ściskającego jej dłoń i zdumiała się w głębi duszy, że zrodziła go z takim mężczyzną.
Zapłaciwszy woźnicy pięć monet, weszła na taras domu Neila Bonnera. Skośnooki Japończyk pertraktował z nią bezskutecznie przez czas pewien, poczem wpuściwszy ją, ulotnił się. Jees pozostała w hall’u, który jej pierwotnej wyobraźni wydał się salą do przyjmowania gości, gdzie wystawione są wszelkie skarby domu, by wzbudzić podziw przybyszów. Sufit i ściany wykładane były fornirem z czerwonego polerowanego drzewa, podłoga była bardziej śliska niż lód, i Jees, dopiero stanąwszy na jednym z wielkich dywanów, poczuła się bezpieczna.
W przeciwległej ścianie płonął ogień na
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.