kominku, który wydał się jej olbrzymi. Hall zalany był falami światła, złagodzonego przez kolorowe szyby. W głębi bielał posąg marmurowy.
Jees ujrzała to i wiele innych jeszcze zadziwiających rzeczy, gdy skośnooki służący prowadził ją przez pokoje. Jeden — drugi — trzeci. Ich urządzenie zaćmiło wszystko, co widziała w hall’u. Zdawało się, że w domu tym niema końca wspaniałym komnatom. Jakże były szerokie, długie, jakże wysoko odbiegły ich stropy! Poraz pierwszy od chwili przybycia do ziemi białych ludzi, Jees uczuła trwogę. Neil, jej Neil mieszka w tym oto domu, oddycha tym powietrzem i nocą tu zasypia. Piękne było wszystko, co widziała, lecz prócz zachwytu odczuła strach przed mądrością i władzą. Było to widomym przejawem potęgi w formie piękna, a obecność potęgi Jees odgadła niechybnie.
Weszła kobieta wysoka i smukła, owiana lśnieniem jasnych włosów, podobnych do mgły słonecznej. Zbliżyła się do Jees Uck, jak szemrzący powiew płynie przez senne wody. Nawet szelest jej sukien szeptał i śpiewał, a ciało miękko falowało pod tkaniną. Jees Uck sama była panią serc męskich. Przecież Oche-Ish i Hah-Yo i Wy-Nooch, nie mówiąc o Neilu Bonnerze i Johnie Thompsonie, chciwie patrzyli na nią i ulegali jej wła-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.