wać dzieci Neila Bonnera. Podobnie jak jego współplemieńcy stali wyżej niż bracia Jees, tak kobiety jego rasy miały przewagę nad nią. Uznała je za panie wszechwładne serc męskich, mężów zaś ich za władców świata. Patrząc na różaną płeć Kitty Bonner, porównywała z nią własną smagłą cerę. Przeniosła spojrzenie z ciemnej dłoni na śnieżną: jedna stwardniała od pracy, od bicza na psy, od wiosła, druga nie znająca trudu i znoju, jak rączka nowonarodzonego dziecięcia. A jednak nie bacząc na tę pozorną kruchość i słabość, Jees Uck chwytała w błękitnych oczach, w ich głębi, ten sam blask władczy i rozkazujący, jaki widywała w źrenicach Neila Bonnera i ludzi jego rasy.
— Czyż być może! Jees Uck — wyrzekł, wchodząc, Neil Bonner. Wymówił to spokojnie, nawet z odcieniem radosnej życzliwości, ale Jees ujrzała w oczach jego trwogę.
— Dzień dobry Neil — rzekła — wyglądasz bardzo dobrze.
— Doskonale, doskonale, Jees Uck — odpowiedział serdecznie. Jednocześnie przecież szukał na twarzy Kitty jakiegokolwiek śladu, z którego mógłby wywnioskować, co działo się tutaj w czasie jego nieobecności. Zresztą, zbyt dobrze znał żonę, aby spodziewać się objawów najmniejszego wzruszenia, nawet gdyby stały się rzeczy najgorsze.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.