nigdy nieczesanych włosów. Spojrzał z podełba na dziewczynę i nie raczył usiąść.
— Brat twój umarł — powiedział krótko.
El-Soo nie była specjalnie wstrząśnięta. Prawie nie pamiętała brata.
— Ojciec twój jest stary i samotny — mówił dalej wysłaniec. — Posiada dom wielki i pusty. Chciałby słyszeć głos twój i patrzeć na ciebie.
Tak, ojca pamiętała dobrze — starego Klakee-Nah, wodza plemienia, przyjaciela wszystkich misjonarzy i kupców, wielkiego mężczyznę o mięśniach olbrzyma, dobrotliwych oczach i władczem obejściu. Pamiętała jak majestatycznie jeździł po osadzie w poczuciu swej pierwotnej królewskości.
— Powiedz mu, że przyjadę — brzmiała odpowiedź El-Soo.
Ku niewypowiedzianej rozpaczy siostrzyczek, głownia wyjęta z ogniska powracała doń sama. Wszelka dyskusja z El-Soo była daremna. Nie istniały dla niej żadne argumenty, przekładania, czy prośby. Siostra Alberta przyznała się nawet do projektu wysłania jej na południe. El-Soo patrzała pustemi oczyma w złocistą perspektywę, którą otwierano przed nią — i odmownie potrząsała głową. W oczach jej natrętnie stawała inna wizja: potężny łuk Yukonu przy stacji Tana-naw, Misja Ś-go Jerzego po jednej stro-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.