niezwykłą jak jej ojciec i niemniej wyjątkowe było jej położenie społeczne. Ją jedną z pośród Indjanek traktowano na równi z niewieloma białemi kobietami, zamieszkującemi stację Tana-naw. Była też jedyną Indjanką, o którą oświadczali się oficjalnie biali mężczyźni i której nigdy nie ośmielili się obrazić.
El-Soo bowiem była piękna. Pięknością własną, inną niż białe kobiety, inną niźli Indjanki. Żarzył się w niej płomień uroczny, niezależny od pochodzenia i on to stanowił przedewszystkiem jej piękno. Wpływ zaś rasy, jak głęboko tylko sięgnąć zdołał, wytworzył z niej klasyczny typ indyjski. Jej to wyłącznie były owe swoiste, błękitno-krucze włosy i śmigła brew cienkołuka i czarne oczy lśniące i śmiałe, jak stal przenikliwe, królewsko-dumne. Jej to był nos rzeźbiony, orli, o delikatnych, drgających nozdrzach i owe lekko wydatne kości policzkowe, które jednak nie stały się wypukłe, i te wargi wąskie, a jednak nie zanadto wąskie. Ale ponad wszystkiem i poprzez wszystko żył w niej ów płomień — niezrozumiały, nieuchwytny czar, który był ogniem i który był zarazem jej duszą, duszą co ciepła i łasząca taiła się w głębi źrenic, co zorzą ogarniała policzki, drżeniem rozszerzała nozdrza, mimowolnie gięła łuk warg czerwonych, a kiedy wargi były spokojne, czaiła się na nich tętnem
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.