ledwie uchwytnem, ciągie obecnem, tajemniczem.
El-Soo była mądra. Nadmiernie wrażliwa na ból i wszelkie zło, gotowa była równocześnie do natychmiastowego przebaczania. Uśmiech przenikający całą jej istotę promieniował jak światło, budząc uśmiechy naokół. El-Soo nie stała się jednak ośrodkiem życia wielkiego domu. Na to nie pozwoliłaby nigdy. Wielki dom i wszystko co mieściło się w tem pojęciu — należało do ojca. Wśród gwarnych pokoi przesuwała się jego majestatyczna postać gospodarza, co gości łaskawie, co rządzi i stanowi prawa. A chociaż, gdy siła opuszczać poczęła starcze dłonie, El-Soo delikatnie ujęła ster spraw domowych i przyjęła odpowiedzialność za czyny obojga — nazewnątrz rządził niezmiennie ojciec, usypiający nieraz za biesiadnym stołem, ofiara uczt całego życia, lecz zawsze uczt tych pan i gospodarz.
Po wielkim domu snuła się jeszcze postać inna: przemyślny Porportuk, złowieszczy, kiwający łysawą czaszką, potępiający w milczeniu, bez protestu sypiący złotem. Nie znaczy to, żeby w rzeczywistości Porportuk opłacał uczty, splątawszy bowiem chytrze interesy swoje z interesami Klakee-Naha, rok po roku obejmował część jego posiadłości. Porportuk raz jeden zdecydował się ostrzec
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.