Procent możesz określić, jaki ci się podoba, a miejsce płatności naznacz na tamtym świecie, wtedy, gdy spotkamy się u ogniska Wielkiego Ojca wszystkich Indjan. Tam dług będzie zapłacony. Obiecuję ci to solennie. Oto masz słowo Klakee-Naha.
Porportuk patrzał zdumiony i zaskoczony, a głośny śmiech biesiadników wstrząsał ścianami izby. Klakee-Nah wzniósł obie ręce. — Nie — zawołał — to wcale nie żarty! Ja mówię uczciwie. Dlatego właśnie wezwałem cię, Porportuk. No, dawaj kwit.
— Nie prowadzę interesów z tamtym światem — odpowiedział powoli lichwiarz.
— Jakto? Nie przypuszczasz, że spotkamy się u ogniska Wielkiego Ojca? — zapytał Klakee-Nah. A potem dodał: — Co do mnie, będę tam z pewnością.
— Nie prowadzę interesów z tamtym światem — powtórzył chmurnie Porportuk.
Umierający człowiek spoglądał nań ze szczerym zdumieniem.
— Znam nicość tamtego świata — wyjaśniał Porportuk. — Wolę dłużników tu, na ziemi.
Twarz Klakee-Naha rozjaśniła się śmiechem. — Twojemu niedowiarstwu winne jest zimno, w którem sypiasz — zawołał. Poczem pomyślał chwilę i rzekł: — Chcesz koniecznie być zapłaconym na tym świecie? Niech i tak
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.