będzie. Posiadam ten oto dom. Weź go i spal kwity nad tą świecą.
— Dom jest stary i niewart tyle — odrzekł Porportuk.
— Mam jeszcze złotą parcelę przy Zwinnym Łososiu.
— Ee, dochód niewart zachodu — brzmiała odpowiedź.
— Jest jeszcze mój udział w parowcu Koyokuk. Jestem nieomal jego właścicielem.
— Tak, lecz parowiec spoczywa na dnie Yukonu.
Klakee-Nah zamyślił się. — Prawda, zapomniałem, było to zeszłej wiosny, kiedy ruszyły lody.
Zamilkł, a goście nie tykali kielichów, przejęci tem, co się działo.
— Więc znaczyłoby, że jestem ci winien sumę, której nie mam czem zapłacić... na tym świecie?... — wyrzekł po chwili.
Porportuk skinął i spojrzał na zebranych.
— Więc, znaczyłoby, że ty, Porportuk, jesteś biedny poszkodowany człowiek — powiedział chytrze Klakee-Nah. Lecz odpowiedź Porportuka brzmiała hardo: — Nie; posiadasz jeszcze dobro nietknięte.
— Co ty mówisz! — krzyknął Klakee-Nah. — Wciąż jeszcze coś posiadam? Bierz, zabieraj, i długu już niema!
— Oto jest — Porportuk wskazał El-Soo.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.