Dom, w którym zawsze siedzieć będzie za stołem, ucztując wraz z Bogiem.
— A ty — pytała siostra Alberta — jakiż jest twój przyszły świat?
El-Soo zawahała się, lecz tylko chwilę. — Ja... chciałabym każdego po trochę — rzekła. — Chciałabym widzieć przy sobie zarówno waszą twarz, Siostro, jak twarz mojego ojca.
Nadszedł dzień licytacji. Stacja Tana-naw zaroiła się od ludzi. Wedle starego zwyczaju ściągnęły tu okoliczne plemiona, aby spotkać pierwsze ruszenie łososi. Czas oczekiwania skracano sobie handlem, tańcem i hulanką. Nie obeszło się też bez tradycyjnej garstki białych poszukiwaczy przygód, kupców i agentów. Tym razem zjawiło się ich znacznie więcej, zarówno przez ciekawość, jak i wskutek bezpośredniego zainteresowania sensacyjnym przetargiem. Wiosna była chłodna tego roku, co opóźniło ruszenie łososi, a przez to podnieciło zainteresowanie znudzonego bezczynnością tłumu. Pozatem, w sam dzień przetargu, sytuację zaostrzył jeszcze Akoon, który wobec całego zgromadzenia oświadczył solennie, że każdy, kto ośmieli się kupić El-Soo, zginie gwałtowną i natychmiastową śmiercią. Mówiąc to, manipulował wyzywająco Winchesterem, w celu bliższego wyjaśnienia rodzaju owej śmierci.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.