nione wrażenie. Postanowił bowiem użyć swych pieniędzy jak kija i rozpędzić rywali zaraz u samego startu. Lecz jeden z voyageurs, patrząc w dziewczynę roziskrzonemi oczyma, podniósł stawkę jeszcze o sto.
— Siedemset! — zawrócił pośpiesznie Porportuk.
Z tą samą szybkością dało się słyszeć „Osiemset!“ przeciwnika. Wtedy Porportuk raz jeszcze wymierzył cios.
— Tysiąc dwieście! — krzyknął z triumfem.
Voyageur, zaskoczony i oszołomiony, poddał się nareszcie. Dalej już nie stawiano. Tommy pracował z całych sił, ale nie mógł nic wskórać.
El-Soo odezwała się do Porportuka: — Byłoby dobrze, gdybyś zastanowił się nad tem, co robisz. Czy zapomniałeś moje słowa? mówiłam: nigdy nie zostanę twoją żoną.
— Trudno. Licytacja jest publiczna — odparował. — Kupię cię w najformalniejszy sposób. Postawiłem tysiąc dwieście dolarów. Jakoś panienka tania...
— Zbyt tania, do licha! — krzyknął Tommy. — Cóż z tego, że ja licytuję? To nie przeszkadza mi stawiać. Daję tysiąc trzysta!
— Tysiąc czterysta — Porportuk na to.
— Kupię was i będziecie mi... będziecie mi siostrą — szepnął Tommy ku dziewczynie, poczem rzucił głośno: — Tysiąc pięćset!
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.