ale uważał, że w takich razach lepiej igrać odważnie.
— Więc dobrze, mówię do ciebie nie jak do El-Soo, ale jak do psa — odrzekł. — Każę, żebyś szła za mną natychmiast. — Chciał ją schwycić za ramię, ale cofnęła się dumnie.
— Nie tak prędko, Porportuk. Kupujesz psa, pies ucieka. To już twoja strata. Jestem twoim psem. Cóż — jeżeli ucieknę?
— Zrobię to, co właściciel psa: obiję cię.
— Jak złapiesz?
— Jak złapię.
— No to łap.
Sięgnął po nią, ale już mu umknęła. Śmiejąc się, biegała wokoło stołu.
— Łapać! — rozkazał Porportuk swemu zbrojnemu Indjaninowi, stojącemu najbliżej dziewczyny. Zaledwie jednak ten zdołał wyciągnąć ramię, król z Eldorado zdzielił go pięścią w ucho. Karabin łupnął o ziemię. Była to doskonała okazja dla Akoona. Oczy mu błysnęły, lecz nie uczynił nic.
Porportuk był stary, ale chłodne noce całego życia zachowały mu siłę i rzeźkość. Nie gonił dziewczyny wokoło: nagłym ruchem przesadził stół i błyskawicznie runął ku El-Soo. Była zaskoczona. Rzuciła się w tył z ostrym krzykiem alarmu i Porportuk byłby ją dopadł, gdyby nie trafił na Tommy.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.