Kapitan wpadł do budki.
— O co chodzi? — zapytał — woda dobra.
Akoon zaklął: ujrzał czółno większe, pełne ludzi, odbijające wślad za pierwszym. Wtedy jeszcze gwałtowniej skierował „Seattle“ naprzeciw.
Kapitan rozgniewał się. — Jakaś Indjanka! — protestował.
Akoon milczał. Oczy pełne miał tego, co działo się na rzece. Wpił źrenice w Indjankę i w czółno pogoni. Błyskało tam sześć sprawnych wioseł. Kobieta wiosłowała z trudnością.
— Ster prosto, powiadam! — krzyknął Kapitan, chwytając szprychy; ale Akoon zacisnął dłoń, natężył wszystkie siły i nie puszczał koła, mierząc zwierzchnika groźnemi oczyma. Ten zwolna odjął ręce.
— Warjat, psiakrew — mruknął przez zęby.
Akoon zatrzymał statek na samej granicy głębokiej wody i czekał, dopóki palce kobiety nie uczepiły się przedniego koła. Wtedy dał sygnał „pełną parą naprzód“ i wyprostował ster. Większe czółno było blisko, lecz odległość jego od statku poczęła zwiększać się z każdą chwilą.
Kobieta rozśmiała się i wychyliła ku wodzie.
— Złap-no teraz, Porportuk! — krzyknęła.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.