Schyliwszy się, ujął dziewczynę za rękę i poprowadził przez polankę ku miejscu, gdzie leżał Akoon.
— El-Soo ma zły zwyczaj, przyjacielu — przemówił, sadzając ją u nóg młodzieńca. — Jeśli teraz uciekła odemnie, w przyszłości niewątpliwie ucieknie od ciebie. Ale nie potrzebujesz się obawiać, o Akoon. Już ja się o to zatroszczę. Nie ucieknie od ciebie nigdy — masz na to słowo Porportuka. Mądra jest! Wiem o tem, bo jej dowcip godził we mnie nieraz. Niechże więc dziś moja przemyślność pójdzie w grę! I niech ona właśnie zachowa ci El-Soo na zawsze, o Akoon.
Porportuk pochylił się ku siedzącej na ziemi dziewczynie i szybko skrzyżował jej nogi tak, że stopa jednej leżała na stopie drugiej; a potem nagle, zanim zdołano domyśleć się jego zamiarów, przyłożył lufę karabinu prosto do obu nagich skrzyżowanych kostek — i wypalił. I podczas gdy Akoon borykał się z ciężarem sześciu uzbrojonych sług, dał się słyszeć trzask powtórnie łamanych jego kości.
— Słusznie. Słusznie — mówili jeden do drugiego starcy, siedzący półkolem.
El-Soo nie wydała żadnego dźwięku. Siedziała i patrzała na zdruzgotane kostki swoich młodych nóg, które nigdy już jej nie uniosą.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.