— Negore-tchórz! — posłyszał w drwiącym śmiechu młodej Illi-Ha, a Sun-ne, córka jego siostry, roześmiała się również.
Czarna wściekłość zdławiła mu serce, lecz ukrył ją w sobie i szedł dalej, szukając przejścia pośród obozu. Zatrzymał się wreszcie u jednego z ognisk, przy którem siedział starzec. Zmęczone mięśnie nóg rozcierała mu zręcznemi palcami młoda i silna kobieta.
Zeschła gałązka zachrzęściła pod stopami Negora. Starzec podniósł głowę i nadsłuchując bacznie, utkwił w przestrzeni ślepe źrenice.
— Kto idzie? — zapytał słabym, chybotliwym głosem.
— Negore — odrzekła młoda kobieta, nie podnosząc oczu od swej roboty.
Twarz przybyłego była jak z kamienia. Długą chwilę stał i czekał. Głowa starca znowu opadła na piersi. Młoda kobieta, klęcząc, mięła i prostowała znużone muskuły. Schylony jej głowę owiewało, jak obłok, czarne bogactwo włosów. Negore patrzał na smukłe ciało, gnące się zwinnie, niby ciało rysia, miękkie w ruchach, jak gałązka wikliny, a zarazem silne, jak tylko młodość silną być umie. Patrzał długo, aż nagle tęsknota zawyła mu w sercu, a pożądanie — głód piekący — szarpnęło wnętrzności. Przemówił:
— Czyż niema tu słowa pozdrowienia
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.