twarze promieniały radością. Układy względem poddania Grenady, trzymane dotąd w tajemnicy, były nareszcie ukończone; naród dowiedział się urzędowo o pomyślnym ich skutku, i w dniu tym zwycięzcy wkroczyć mieli do twierdzy.
U dworu była żałoba, z powodu śmierci don Alonza portugalskiego, narzeczonego księżniczki kastylskiéj; ale radośny ten wypadek usunął znaki smutku, i wszystko co żyło w świątecznych wystąpiło szatach. Kardynał prymas, na czele silnego oddziału wojska, udał się ku Grenadzie, dla objęcia jéj w posiadanie. Po drodze spotkał się z hufcem jazdy maurytańskiéj, w którego dowódzcy, po rysach szlachetnych i smutném obliczu, poznał Boabdil’a. Kardynał wskazał mu miejsce gdzie Ferdynand, powodowany pobożnością czy polityką, zatrzymał się, nie chcąc wejść do miasta, dopókiby znak Zbawiciela nie zastąpił chorągwi Mahometa. Boabdil powitał zwycięzcę, a potém zwrócił się ku wądołowi, któremu dotąd pozostała romantyczna nazwa: El ultimo suspiro del Moro (ostatnie westchnienie Maura), z przyczyny, że król maurytański rzucił ztamtąd ostatnie spojrzenie na mury i wieżyce opuszczonego grodu.
Tymczasem wojsko chrześciańskie wyglądało z niecierpliwością wzniesienia krzyża na wieżach Alhambry, a mieszkańcy stron okolicznych, tudzież księża i zakonnicy, gromadzili się tłumnie, chcąc być świadkami tryumfu chrystianizmu. Najwięcéj ciekawych cisnęło się koło stanowiska królowéj, gdyż tam i przepych dworski najokazaléj się rozwinął i obecność pobożnéj Izabelli, rozléwała jakiś urok religijny.
Pomiędzy duchownemi odznaczał się zakonnik ujmującéj powierzchowności, którego grandowie Hiszpanii witali z uszanowaniem, nazywając ojcem Pedro. Towarzyszył mu młodzieniec szlachetnéj postawy, liczący około lat dwudziestu. Ciało jego muszkularne i twarz ogorzała świadczyły, że chociaż młody, już nieraz spotykał się z trudem, a lubo w tak ważnéj uroczystości wystąpił bez uzbrojenia, łatwo było poznać, że wczesne to rozwinięcie męzkości zawdzięczał służbie wojennéj. Ubiór jego był prosty, lecz odznaczony właściwą wyższym stanom wytwornością smaku.
Od chwili szczególniéj, gdy zbliżywszy się do Izabelli, dostąpił łaski ucałowania jéj ręki, któryto zaszczyt spotykał zwykle tylko ludzi wielkiéj zasługi lub dostojnego urodzenia, młodzieniec powszechną zwracał uwagę Jedni mówili, że to potomek domu Guzman; drudzy przypuszczali, że pochodzi z gniazda Ponce’ów, wsławionych w téj wojnie czynami księcia-markiza Kadyxu; inni nakoniec, wnosząc po wysokiém czole i śmiałym ruchu, wywodzili go od Mendozów.
Widoczném było, że przedmiot tylu przypuszczeń nie zwracał bynajmniéj uwagi na to ogólne wrażenie. Przechadzając się w tłumie od niechcenia, zajęty był rozmową z duchownym towarzyszem.
— Świetnyto dzień dla chrześciaństwa, zawołał z uniesieniem zakonnik. Przemoc barbarzyńska, trwająca siedm wieków, została nakoniec obaloną; na szczytach ostatniego przytułku niewiernych staje krzyż Zbawiciela. Przodkowie twoi, mój synu, powstaliby z trumien, gdyby wieść ta radosna dosięgła ich grobowców.
— Oby Najświętsza Panna wieczny im dała odpoczynek; bo wątpię, ojcze Pedro, czy nawet Grenada, choć tak cudownie przez Maurów upiększona, podobaćby im się mogła po raju.
— Jesteś widzę bardzo lekkomyślnym, don Luis; nie takto bywało, gdy pod opieką swéj matki, świętéj pamięci, pobożne zmawiałeś pacierze.
Te słowa wymówione były z zapałem zbliżonym bardzo do gniewu.
— Nie karć mnie tak surowo, wielebny ojcze, za nierozważne wyrażenie, bo świadczę się Bogiem, że nie chciałem ubliżyć świętemu kościołowi naszemu.
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/021
Ta strona została przepisana.