na którym stanąwszy, człowiek mógłby spojrzeć w przepaść, jakby ze szczytu skały?
— Przedstawiasz mi w żywych kolorach przedmiot o którym nigdy może nie zdałem sobie sprawy; a jednak coś podobnego musi istniéć rzeczywiście.
— Wierzaj, młodzieńcze, że zdanie Kolumba nie jest bez zasady. Co do mnie, dwa tylko czynię mu zarzuty: najprzód niezgodność z pismem świętém, a potém trudność przebycia niezmiernego oceanu, co nas rozłącza od owych krajów nieznanych.
— A uczeni, czy popiérają Kolumba?
— Roztrząsano na zgromadzeniu w Salamance jego naukę i zdania były podzielone. Zarzucano mu, że gdyby ziemia była okrągłą, to okręt zstępujący na zachód, musiałby potém od wschodu płynąć pod górę. Rzeczywiście większość uważa Kolumba za szaleńca i zdaje mi się, iż nigdy może nie dokona swych zamysłów, dla braku potrzebnéj pomocy. Dziwi mię nawet jego obecność w tém miejscu, bo mówiono mi że wyjechał do Portugalii.
— A więc nie posiada środków utrzymania się w ciągu podróży?
— Mniemam że jest ubogim, bo wiem iż zarabiał na życie rysowaniem mapp jeograficznych.
— Ciekawość moja w wysokim stopniu jest natężona, ojcze Pedro; muszę pomówić z tym Kolumbem.
— A jakimże sposobem chcesz zawrzéć z nim znajomość?
— Przedstawię się jako Luis de Bobadilla, synowiec markizy de Moya, członek jednéj z piérwszych rodzin kastylskich.
— Sądzisz więc że to będzie dostateczném? odpowiedział z uśmiéchem zakonnik.. Nie, mój synu, uszłoby to bezwątpienia z jakim handlarzem kart jeograficznych, ale nigdy z Krzysztofem Kolumbem. Człowiek ten tak jest przekonany o wielkości swych pomysłów i ważności wypadków jakie osiągnąć zamierza, że duma jego nie ugięła się nawet przed królem.
— Na Boga, drogi nauczycielu, pałam żądzą niepowściągnioną poznania tego człowieka; czy niemógłbyś mnie przedstawić?