gdy mówię o swym aniele opiekuńczym. Związek z nią zaszczyci moje imię, bo krew Guzmanów płynie w jéj żyłach. Posiadam jéj przychylność; lecz ubieganie się za przygodami ściągnęło na mnie naganę wielu szanownych osób, a między niemi własnéj ciotki mojéj, donny Beatrix de Cabrera, opiekunki Mercedes. Królowa, któréj wola stała się prawem dla szlachetnie urodzonych dziewic Kastylii, jest także względem mnie uprzedzoną; chcąc przeto pozyskać rękę Mercedes, powinienem koniecznie starać się o względy donny Izabelli. Otóż wpadłem na myśl (Luis nadto był delikatnym aby zdradzić kochankę wyznaniem, że ona właściwie pomysł ten rzuciła) skierowania bezużytecznéj włóczęgi swojéj do wzniosłego celu, jedném słowém postanowiłem wziąć udział w twéj wyprawie, wiedząc że tym sposobem zniewolę królowę, donnę Beatrix i wszystkich niechętnych. W takich więc widokach zbliżyłem się do ciebie, a siła dowodów twoich zupełnie mię nawróciła. Obecnie wierzę z takiém przekonaniem w prawdziwość twéj nauki, jak najgorliwszy duchowny w kardynalne zasady religii chrześciańskiéj.
— Nie wspominaj z lekceważeniem o sługach kościoła, odpowiedział Kolumb; co tylko się odnosi do służby bożéj, powinno być dla nas przedmiotem poważania. Zdaje się więc, dodał po chwili z uśmiéchem, że pozyskanie nowego ucznia winienem wpływowi miłości i rozumu: miłość, jako silniejsza, piérwsze przełamała zapory, a rozum dokonał dzieła. Takto zwykle bywa u młodych.
— Nie przeczę potędze miłości, sennorze; gdyż jestem tak skrępowany słodkiemi jéj więzy, że daremnie usiłowałbym z nich się otrząsnąć. Powiedziałem wszystko, a teraz przysięgam uroczyście, że towarzyszyć ci będę gdziekolwiek obrócisz swoje kroki; przezco spodziéwam się najprzód usłużyć Bogu, powtóre zaspokoić żądzę zwidzania obcych krajów i potrzecie otrzymać rękę pięknéj Mercedes de Valverde.
— Przyjmuję zobowiązanie twoje, mój synu, rzekł Kolumb, ujęty szczérym zapałem młodzieńca; lecz wierniejbyś niezawodnie przedstawił bieg swoich myśli, gdybyś przewrócił kolej wyliczonych pobudek.
— Za kilka miesięcy będę panem swojego majątku, ciągnął daléj don Luis, nie zważając na żartobliwe wyrazy odkrywcy, a wtedy chyba wola królowéj Izabelli stanąć może na zawadzie uzbrojeniu choć jednego okrętu moim kosztem. Nie jestem poddanym don Ferdynanda, tylko lennikiem starszéj linii domu Transtamare; obojętność więc króla bynajmniéj mnie nie powstrzyma.
— Uczucia twoje nacechowane są szlachetném poświęceniem, właściwém tylko wiekowi młodocianemu; lecz mnie nie przystoi korzystać z niczyjego niedoświadczenia, a nadto zamiary moje wymagają koniecznie poparcia korony. Gdybyśmy poczynili odkrycia na własną rękę, kto inny nie omieszkałby z nich korzystać. Którekolwiek państwo morskie zabrałoby owoce naszéj pracy, bez żadnéj dla nas samych rękojmi. Teraz, mój młody przyjacielu, trzeba nam się rozstać: jeżeli usiłowania moje we Francyi pomyślny wezmą skutek, zaraz ci o tém doniosę, gdyż pragnę najgoręcéj zapewnić sobie pomoc tak dzielnego rycerza. Tymczasowo jednak nie narażaj się bez potrzeby, skoro sprawa moja w Kastylii stanowczo już upadła. Powtarzam raz jeszcze, trzeba nam się rozłączyć.
Luis de Bobadilla zapewniał obojętność swoję względem opinii publicznéj. Kolumb atoli, bardziéj przewidujący, chociaż sam umiał się wynieść nad zdanie powszechności, niechciał zezwolić aby młodzieniec wysoko urodzony poświęcił stanowisko swoje dla przyjaźni. Pożegnanie było ciche lecz serdeczne; poczém każdy z podróżników udał się w swoję stronę.
W chwili rozstania don Luis de Bobadilla przejęty był oburzeniem, myśląc o zniewagach wyrządzonych Kolumbowi, podczas gdy ten odmiennych zupełnie doznawał uczuć. Przez siedm lat jak się ubiegał o pomoc rządu hiszpańskiego, ileżto cierpień, ile niedostatku, ile pogardy i nienawiści przyszło mu znosić cier-
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/045
Ta strona została przepisana.