Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/050

Ta strona została przepisana.

nien w tym względzie. Sennor Saint-Angel, jakiéjże summy wymaga Kolumb dla wykonania swych planów?
— Żąda tylko dwóch statków, najjaśniejsza królowo, i trzech tysięcy grzywien srebra, to jest kwoty, jaką niejeden młodzieniec roztrwoni w kilku tygodniach.
— Niewiele to w istocie, odpowiedziała Izabella; jednakże królewski nasz małżonek wątpi, by skarbiec połączonych królestw mógł ponieść w téj chwili podobny wydatek.
— Przebóg! zawołała Beatrix; miałożby dzieło tak wielkie upaść dlatego, że nam zabrakło garści marnego złota?!
— Rzeczywiście, dodała królowa, któréj twarz promieniała uniesieniem, król Aragonii nie może zezwolić na wyczerpnięcie kassy państwa, ale królowa kastylijska podejmuje tę sprawę w interesie swego ludu. Jeżeli skarb małżonka mego jest próżny, zastawię część swoich klejnotów. Zbyt wielkie to przedsięwzięcie, abym mogła wahać się dłużéj.
Głośny okrzyk uwielbienia towarzyszył tym słowom Izabelli, wymówionym z szlachetnym zapałem. Poborca jeneralny usunął zaraz trudności pieniężne, oświadczając iż może dostarczyć żądanéj summy, bez nadwerężenia prywatnéj własności królowéj.
— A teraz, rzekła królowa, po ukończeniu wstępnych układów, trzeba jaknajspieszniéj przywołać Kolumba.
— Wskazuję waszéj wysokości gońca, pełnego dobrych chęci i gorliwości, w osobie don Luis’a de Bobadilla, zawołał Alonzo de Quintanilla, ujrzawszy z okien młodzieńca wracającego pędem do miasta; zaręczam, iż żaden z mieszkańców Santa-Fé nie poniósłby żeglarzowi z równą ochotą tak radosnéj nowiny.
— Służba podobna nie przystoi osobie wysokiego urodzenia, odpowiedziała Izabella, a jednak każda chwila spóźnienia bardziéj Kolumba oddala.
— Nie oszczędzaj wasza miłość mojego siostrzeńca, wtrąciła z żywością donna Beatrix; szczęśliwym on będzie, znajdując sposobność stania się jéj użytecznym.
Izabella posłała pazia z rozkazem przyzwania młodzieńca, i po upływie kilku minut kroki jego już się rozległy w przedpokoju. Wchodząc do komnaty królewskiéj, Luis smutnie był podrażniony wyjazdem swego mistrza. Przypisując naturalnie winę tym, których wola mogła go była zatrzymać, posądzał i królowę o brak przychylności dla Kolumba. Nieporównana atoli słodycz jéj obejścia, nie chybiająca nigdy wpływu na wszystkich co ją otaczali, w połączeniu z uszanowaniem, ułagodziła nieco przybysza.
— Dziękuję ci za pośpiech, don Luis, gdyż w nagłéj sprawie potrzebuję twych usług. Czy możesz nam powiedziéć co się stało z don Krzysztofem Kolumbem, żeglarzem genueńskim, z którym dość ścisła podobno łączy cię zażyłość?
— Wybacz, najjaśniejsza pani, jeśli wykroczę w czém przeciw etykiecie, bo serce moje przepełnione jest żalem. Genueńczyk w téj chwili opuszcza Hiszpanią, w zamiarze starania się gdzieindziéj o przyjęcie swych planów, tak niesłusznie przez dwór tutejszy odrzuconych.
— Widać, don Luis, rzekła królowa z uśmiéchem, że nie grzészyłeś nigdy obłudną grzecznością. Obecnie odwołujemy się do twéj chęci odbywania podróży. Siadaj na koń, popędź za Kolumbem i oświadcz mu, że warunki jego zostały przyjęte. Daję słowo królewskie, że zaraz po ukończeniu koniecznych przygotowań będzie mógł odpłynąć.
— Czy podobna, miłościwa królowo!
— Na dowód że się nie mylisz, oto moja ręka!
Uprzejmość z jaką królowa podała mu rękę i słodycz jéj wyrazów napełniła młodzieńca otuchą we względzie najdroższych życzeń jego serca. Przyklęknąwszy więc z poszanowaniem, ucałował rękę monarchini, a potém, nie zmieniając postawy, zapytał czy natychmiast ruszyć ma w drogę.
— Powstań, don Luis, i nie tracąc jednéj chwili, ponieś słowo pociechy Kolumbowi, a razem uspokój nas samych; gdyż wyznaję, markizo, że odrzucenie pomysłów jego cięży mi na sercu.