dzeniu. Lękałem się rozbicia całéj wyprawy o szkopuł niepomiarkowanych żądań Kolumba.
— A jednak miałeś słuszność, mówiąc że wymagania jego są niczém, w porównaniu z wielkością dzieła.
— Pojęcia ludzkie dziwną niekiedy nacechowane są sprzecznością. Wytężamy wszystkie siły dla dopięcia zamierzonego celu, i dopiéro stanąwszy u kresu widziemy stronę ujemną swoich czynów. Powodzenie Kolumba, powtarzam, olśniéwa mój umysł, chociaż, przekonany jestem o zasadności jego żądań. Genialny to człowiek, bez żadnéj wątpliwości! Jeżeli zamiary jego pomyślny wezmą skutek, jakże wielkim będzie w oczach współczesnych i potomności! jeżeli przeciwnie, nikt na tem osobiście znacznéj nie poniesie straty.
— Uważałem nieraz, sennorze Saint-Angel, że kiedy ludzie rzetelnéj zasługi sami mało się cenią, świat lubi ich, jakto mówią, chwytać za słowo. Koniec końcem, Kolumb wymaga wiele, ale téż władzcy nasi wiedzieli z kim mają do czynienia.
— Święta to prawda, Alonzo, że ludzie uważają nas według miary jaką sami do czynów swych przykładamy. W każdém słowie, w każdém zdaniu Genueńczyka widać głębokie przeświadczenie o własnéj wartości. Zaprawdę, słysząc go wierzę, iż jest wybrańcem Opatrzności.
— Od niego teraz zależy przekonanie nas wszystkich o prawdziwości swych natchnień. Co do mnie, nie wiem rzeczywiście czy wątpić powinienem, czy wierzyć.
I otóż dwaj nawet z najgorliwszych stronników Kolumba, popiérający jego plany z całą usilnością, dopóki ony zdawały się zagrożone, obecnie, gdy wszystko skończyło się szczęśliwie, z niedowierzaniem spoglądali w przyszłość. Takimto zawsze jest człowiek: przeciwność wznieca jego zapał, wskrzesza czynność umysłową i do śmiałych pobudza go czynów; lecz skoro duch jego zwróci się w siebie, szukając dowodów na rzecz podtrzymywaną z największą zaciętością, ogarnia go zwątpienie i lękać się poczyna zawodu. Wszak sami nawet uczniowie Zbawiciela nieraz wahali się w wierze. Każdy reformator dopóty jest nieustraszony, póki walczy za swe zasady; lecz gdy nadejdzie pora wprowadzenia takowych w życie, staje się lękliwym i chwiejącym. Widać w tém mądrość Stwórcy, który obdarzył nas gorliwością zdolną do przełamania wszelkich zapór, w powodzeniu zaś zsyła umiarkowanie i roztropność, by jak anioły stróże chroniły nas od nadużyć.
Mimo przytoczonéj rozmowy, don Luis i Alonzo nie odstąpili swego przekonania. Objawione wątpliwości w własném ich rozumieniu małéj były wagi; gdyż obaj zostawali pod wpływem czarującym osobistości wielkiego odkrywcy, którego zapał szlache-