zo, rzekł Kolumb głosem otuchy. Lecz skoro zbliża się chwila naszego wyjazdu, powinniśmy pamiętać o obowiązkach religijnych. Niech każdy z nas wyspowiada się z grzéchów, a zanim wypłyniemy z portu, przyjmiemy wszyscy razem komunią świętą.
Po krótkich jeszcze naradach nad niektóremi szczegółami wyprawy, uczęstnicy téj rozmowy rozeszli się, i kilka dni upłynęło na czynnych przygotowaniach do drogi. Drugiego sierpnia 1492 r., w dzień czwartkowy rano, Kolumb wszedł do izby ojca Juan’a Perez, w ubiorze pokutniczym. Przeor już go oczekiwał, i wielki odkrywca przykląkł w obec zakonnika, przed którym nieraz ugięły się kolana królowéj Izabelli. Religijność Kolumba nosiła barwę wieku; spowiedź téż jego była mięszaniną głębokiéj skruchy i przeciwnych jéj błędów, tak często napotykaną w umysłach szczególniéj mężczyzn owego czasu.
— Nadto, rzekł Kolumb, wyspowiadawszy się z grzéchów najpospolitszych, obwiniam się, ojcze świętobliwy, o zbyteczne zaufanie w swych siłach, o karogodne może przekonanie, że jestem narzędziem Opatrzności, wybraném dla odwiecznych jéj celów.
— Ważny to błąd, mój synu, którego bacznie strzedz się powinieneś. Nie ulega zaprzeczeniu iż Bóg niekiedy czyni nas wykonawcami swéj woli; ale człowiek skłonny jest bardzo uważać podszepty miłości własnéj za wyższe natchnienie.
— Mówię sobie nieraz to samo, wielebny ojcze, odpowiedział łagodnie Kolumb, a jednak głos jakiś wewnętrzny, ułudny czy prawdziwy, każe mi wierzyć, żem jest zesłannikiem nieba.
— Dopóki głos ten skłania cię tylko ku chwale bożéj, posłuchaj go bez obawy; lecz skoro doznasz popędu dumnego zarozumienia, uciekaj przed nim, jak przed pokusą szatana.
— Wystrzegam się tego pilnie, świętobliwy kapłanie. A teraz, ulżywszy sumieniu, mogęż spodziéwać się rozgrzészenia?
— Czy nie masz nic więcéj do wyznania, mój synu?
— Grzéchy moje są liczne, ojcze przeorze, i godne zaiste potępienia, lecz zdaje mi się żem je wszystkie wymienił.
— Nie zawiniłżeś nigdy w stosunkach swoich z płcią, w któréj kształtach częstokroć kusi nas szatan, a niekiedy pocieszają aniołowie?
— Zbłądziłem nieraz jako człowiek, mój ojcze; ale wspomniałem już o tych grzechach.
— Czy pamiętasz o donnie Beatrix Enriquez, o synie swym, Fernandzie?
Kolumb pochylił głowę i westchnął głęboko.
— Prawdę mówisz, wielebny ojcze, jestto wina któréj niczém nie odkupię. Naznacz mi najcięższą pokutę, a zobaczysz jak chrześcianin poddać się umié zasłużonéj karze.
— Kościół tym razem poprzestaje na twojéj chęci, mój synu, gdyż mając na celu dzieło tak ważne dla religii, potrzebujesz swobody umysłu i ciała. Jako sługa boży nakazuję ci tylko przez dni dwadzieścia zmawiać codziennie ojcze nasz na intencyą tego grzéchu.
Po kilku jeszcze uwagach ze strony godnego kapłana przyszła kolej spowiedzi na don Luis’a. Pobożny przeor, jakkolwiek przejęty świętością swych obowiązków, musiał uśmiéchnąć się mimowoli, gdy roztrzepany młodzieniec, idąc za jakimś popędem niepowściągnionym, przyrównywał ciągle przestrogi spowiednika do słodszych uwag wybranki swego serca. Nałożona pokuta dość była surową; wszelako Luis, nieprzywykły do karności konfessyonału, mało nato zważał, przekonanym będąc, że samo już złożenie tak ścisłego rachunku sumienia dostateczną dla niego jest karą.
Po dopełnieniu wreszcie sakramentu spowiedzi przez Marcina Alonzo Pinzon i innych marynarzów, nastąpiła scena nacechowana piętnem wieku, lecz która w każdéj epoce silnie wpłynąćby musiała na ludzi wybiérających się w niebezpieczną podróż.
W kaplicy klasztornéj odprawiono mszę świętą. Kolumb z przykładną skruchą przyjął hostyą z rąk ojca Juan’a, a towarzysze wszyscy poszli za jego przykładem. W tym czasie niezachwianéj wiary ceremonie kościelne uważane jeszcze były za cele,
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/067
Ta strona została przepisana.