powrócić; dziś tylko najmniejszego nie czuję zwątpienia: los mój jest w ręku Boga; ukończenie zaś szczęśliwe wspólnego dzieła wyrokiem jego z dawna zostało przewidziane.
— Pochwalam to zaufanie w chwili stanowczéj, mój synu i mam nadzieję że ono nie zostanie zawiedzioném. Lecz oto nadpływa czółno: trzeba nam się rozstać.
— Świętobliwy ojcze, nie zapominaj o mnie w swych modlitwach, gdyż, jako człowiek ułomny i słaby, potrzebować będę podpory, a wierzę w skuteczność twego wstawiennictwa.
— Bądź spokojnym, drogi przyjacielu, użyję na twą korzyść wobec Boga Rodzicy i wszystkich świętych, prócz modeł osobistych, całéj potęgi obrządków kościelnych. Lecz żaden śmiertelnik przewidziéć nie zdoła zrządzeń Opatrzności; przedsięwzięcie twoje, jakkolwiek rozsądne i chwalebne, może nie powieść się.
— To niepodobna, ojcze; Bóg wszechmogący, co dotąd nie odmawiał nam pomocy, pewnie tego nie dopuści!
— Kto wié, mój synu! mądrość nasza, w porównaniu z niezbadanemi wyrokami nieba, jest ziarnkiem piasku w pustyni. W przypuszczeniu więc, że możesz powrócić zawiedzionym w oczekiwaniu, miałem ci powiedziéć, iż klasztor de la Rabida zawsze dla ciebie stać będzie otworem, bo w oczach naszego zakonu chwalebne usiłowanie równa się uczynkowi.
— Dziękuję ci, ojcze wielebny, i proszę o twoje błogosławieństwo.
— Przyklęknij więc, mój synu: w takiéj chwili i piasek pobrzeża stać może za świątynię.
Oczy Kolumba i przeora zrosiły się łzami rozrzewnienia. Genueńczyk kochał zakonnika, co piérwszy dłoń przyjazną podał nieznanemu przybyszowi; ojciec Perez nawzajem czule był przywiązanym do osoby odkrywcy i sprzyjał szczérze jego planom, obydwóch zaś łączyło ściśléj jeszcze głębokie poważanie dla wiary. Kolumb ukląkł na piasku i przyjął z synowską pokorą błogosławieństwo kapłana.
— I ty, młodzieńcze, rzekł ojciec Juan głosem drżącym od wzruszenia, nie odrzuć modeł starego sługi kościoła.