— Nie zaiste, jeśli Genueńczyk nazywa się Krzysztof Kolumb, a Kastylczyk Luis de Bobadilla, odpowiedział śmiejąc się młodzieniec.
— Ależ Luis, chcę słyszéć twoje zdanie.
— Co robić, sennorze admirale; ludzie jedni są zawsze, w Hiszpanii, czy we Włoszech, czy w Anglii; podobno wszędzie lepiéj oni trzymają o sobie niż o sąsiadach.
— Mój młody przyjacielu, na proste zapytanie nie odpowiada się ogólnikiem.
— Lecz nie uważa się także zdania objawionego z prostotą za zboczenie. My Kastylczycy siebie jedynie mamy za wzorowych chrześcian, a wszystkich innych za grzészników zatwardziałych. Ale téż, na ś. Jakuba, wolno wynosić się narodowi co wydał taką królowę jak donna Izabella, i taką dziewicę jak Mercedes de Valverde.
— Widzę żeś dumny podwójnie, raz jako poddany, powtóre jako kochanek, i poprzestaję na twém oświadczeniu, choć ono nie zawiéra odpowiedzi na moje zapytanie. Lecz chociaż nie jestem Kastylijczykiem, przyznasz iż żaden nawet z Guzman’ów nie puścił się do Cipango. Wiadomo ci zresztą że Opatrzność wybiéra swe narzędzia bez względu na urodzenie. Większa część świętych męczenników wiary pochodziła ze wzgardzonego plemienia Żydów, sam nawet zbawiciel wyszedł z jego łona. Zobaczysz młodzieńcze, co powié świat po upływie najdaléj trzech miesięcy.
— Sennorze admirale, jeżeli prośby moje zostaną wysłuchane, to podziwiać będzie bogactwa wyspy Cipango i państwa wielkiego chana; w przeciwnym razie, jesteśmy ludźmi co znieść potrafią i zawód w najdroższych nadziejach.
— Zawodu wcale się nie obawiam. Posiadając słowo królewskie i trzy okręty, tak pewny jestem swego, jak rybołówca płynący z Madery do Lizbony.
— Nie wątpię że szczęśliwie dokonasz dzieła; ale ponieważ wszystko w tém życiu podlega przypadkowi, należałoby może nie ufać zbytecznie.
— Droga do Indyj tak jasno przedstawia się oku mojego ducha, jak oku cielesnemu to słońce zachodzące. Widzę ją od lat siedmnastu, nakształt gwiazdy co w trudnéj przyświécała mi pracy. Powinien wszakże myśléć o zawodzie, kto tylokrotnie go doznał i najpiękniejsze lata strawił na ułudnych nadziejach.
— Na ś. Piotra, mojego patrona, smutny, sennorze, był twój żywot i ważna obecnie nadeszła w nim chwila.
— Nie znasz mię, Luis, jeśli przypuszczasz że mam jakąkolwiek wątpliwość. Dzień ten od lat kilkunastu najszczęśliwszym jest w mojém życiu; jakkolwiek bowiem przygotowania do podróży mogą być niedostateczne, jakkolwiek statki nasze są lekkie i niewielkiego rozmiaru, to przecież za ich pomocą stanie się światło nad ziemią i Kastylia wzniesie się ponad wszystkie narody chrześciańskie.
— Przykro ci pewnie, mój mistrzu, że twoja ojczyzna, Genua, nie zbierze spodziewanych z naszego przedsięwzięcia korzyści.
— Słusznie mówisz, młodzieńcze; boleśnie jest rzucać ziemię rodzinną i szukać pomocy u obcych, chociaż my marynarze nietyle tęsknimy za krajem, co podróżnicy stałego lądu. Ale Genua odrzuciła me usługi; toż jeśli dziécię kochać i szanować powinno rodzica, ten zato jest w obowiązku udzielenia mu opieki. Każda powinność ma swoje granice, z wyjątkiem tylko powinności względem Boga, od których nic uwolnić nas nie może. Genua okazała się dla mnie macochą, a témsamém straciła prawo do mojéj osoby. Zresztą gdzie chodzi o sławę bożą, nie należy wybrédzać w środkach. Odtąd donna Izabella jest prawą władczynią moją, któréj wyłącznie, po Bogu, poświęcę życie.
W téj chwili oznajmiono admirałowi że czółno gotowe, i dwaj towarzysze niezwłocznie puścili się na morze.
Potrzeba było niezłomnéj odwagi, niezachwianego przekonania, jakiém natchniony widzieliśmy umysł odkrywcy, aby nie upaść na duchu, przy środkach tak mało odpowiednich niebezpie-
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/075
Ta strona została przepisana.