wiemy że Opatrzność ziemię otoczyła wodą, rzucając tu i owdzie gromady wysp, jako punkt oparcia dla marynarzów, a wszystkie opasując niezmierzoném łożyskiem oceanu, zapewne dla położenia granic zuchwałéj ciekawości człowieka?
— To prawda, Pero, odpowiedział Pepe; ale Monika wierzy iż admirał zesłanym jest przez Boga dla rozszerzenia religii chrześciańskiéj.
— Ej, bo Monika twoja powinnaby zająć miejsce donnny Izabelli, jeśli tak mądra i wszystkowiedząca. W Moguer powiadają, że ona jest twoją królową, i że chciałaby rządzić wszystkiemi, jak panuje nad tobą.
— Nie dotykaj matki mojego syna, przerwał mu gniewnie Pepe. Umiem znieść docinki przeciw sobie; ale wara temu, kto śmié źle mówić o Monice.
— Tęgi z ciebie gębacz, Pero, gdy się znajdujesz o sto mil od swojéj połowicy, odezwał się głos gruby Sancho Munda; ale wiadomo nam wszystkim kto w twojéj chałupie rej wodzi, i że u siebie w domu jesteś pokorny jak harpunowany wieloryb. Lecz dosyć o tem, pomówmy raczéj o rzeczach żeglarskich; a ty, zamiast obarczać pytaniami tak niedoświadczonego młodzieńca jak Pepe, sprobuj się lepiéj ze mną na języki.
— A więc cóż mi powiész o téj ziemi nieznanéj, leżącéj poza oceanem, któréj nikt nie zwidził i nie zwidzi prawdopodobnie?
— Powiem ci, gaduło, że był czas gdy nie znano wysp kanaryjskich, gdy nasi żeglarze nie śmieli wypływać z ciaśniny, gdy Portugalczycy nie domyślali się nawet istnienia owych kopalń w Gwinei, co tyle ich dziś bogacą.
— I cóż Gwinea może mieć wspólnego z podróżą naszą na zachód? Cały świat wié o tém oddawna, iż na południu Europy rozciąga się Afryka; nic przeto dziwnego że wylądowano w kraju, którego istnienie żadnéj nie podlegało wątpliwości. Ale zkąd pewność iż z tamtéj strony oceanu napotkamy ląd stały?
— Dzielnie, Pero! rzekł jeden z majtków; podobno Sancho dobrze się poskrobie, zanim odpowiedziéć zdoła na twój zarzut.
— Zapewne, odrzekł Sancho obojętnie, babie co miele językiem tylko dla zabawki, przyszłoby to z trudnością; lecz admirał nasz śmieje się z tak błahych zarzutów. Posłuchaj mię, Pero, bo gadasz jak człowiek co tyle razy odbył drogę z Palos do Moguer, że całkiem zapomniał o wielkim trakcie między Sewillą a Grenadą. Każda rzecz musi miéć swój początek, a podróż nasza będzie właśnie początkiem wypraw do Indyj. Płyniemy na zachód, gdyż to jest droga najkrótsza, a nawet jedyna którą udać się można. Powiedzcież, koledzy, czy statek jakichkolwiek rozmiarów może przebyć góry i doliny stałego lądu?
Sancho czekał odpowiedzi, która naturalnie była przeczącą.
— Spojrzyjcież tedy na mappe admirała, a zobaczycie iż po każdéj stronie Atlantyku, od bieguna do bieguna, rozciągają się ziemie tamujące żeglugę w innym kierunku niż w zachodnim; dowodzenie przeto Pera sprzeciwia się naturze.
Pero miał cóś nadmienić, gdy okrzyk trwogi przebiegł po tłumie zgromadzonych. Ostrokręgowy słup Teneryffy, odrzynający się w niewyraźnych zarysach na tle ciemnego widnokręgu, buchnął nagle płomieniem, rzucając ponure światło na wierzchołki gór przyległych. Majtkowie wszyscy przeżegnali się mimowolnie, a kilku z nich, padłszy na kolana, zaczęło odmawiać różańce. Obudzono śpiących i postanowiono zwrócić na to zjawisko uwagę admirała! Pero obrany został mówcą.
Kolumb, znajdujący się wtedy z małym orszakiem oficerów w tylnéj części okrętu, spostrzegł również niespodziany wybuch cypla Teneryffy. Grono otaczających go osób, zbyt światłe by trwożyć się miało tym widokiem, śledziło przebieg zjawiska z natężoną ciekawością, gdy Pero zbliżył się w towarzystwie całéj prawie osady. Nakazawszy towarzyszom milczenie, przystąpił zaraz do rzeczy.
— Sennorze admirale, rzekł, przyszliśmy prosić waszéj excellencyi abyś rzucił okiem na szczyt Teneryffy, który, zdaniem naszém, w téj chwili daje nam uroczystą przestrogę, iż nie należy
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/083
Ta strona została przepisana.