Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/095

Ta strona została przepisana.

siębierze tę podróż; lecz byle wierzył w możliwość pomyślnego skutku, to sam już interes osobisty do nas go przywiąże.
— Tobie jednemu tylko mogę powierzyć wszystkie swoje myśli. Spójrz na ten papiér, Luis: od rana ubiegliśmy mil dziewiętnaście w kierunku zachodnim. Gdyby osada po niejakim czasie dowiedziała się ile rzetelnie odbyliśmy drogi bez napotkania lądu, obawa mogłaby przemódz posłuszeństwo. Zapiszę więc do księgi okrętowéj tylko mil piętnaście, a prawdziwy rachunek pozostanie tajemnicą dla wszystkich, wyjąwszy mnie i ciebie. Bóg najwyższy wybaczy mi ten podstęp, ze względu na świętość naszego celu. Ujmując tak codziennie, przebędziem w oczach majtków jakie siedmset lub ośmset mil, podczas gdy rzeczywiście zrobiemy ich tysiąc.
— O takiéj skali na odwagę marynarzów nigdy zaiste nie pomyślałem, wtrącił Luis z uśmiéchem. Na ś. Ludwika, mojego patrona! nietęgi to rycerz, co mierzy niebezpieczeństwo na mile!
— Każda rzecz nieznana wydaje się straszną dla ludzi. Wielkie odległości przerażają nieświadomych! a jeśli droga prowadzi przez ocean bezgraniczny, zachwiać się nawet może umysł oświecony.
Po tych słowach admirał zmówił klęczący modlitwę wieczorną i udał się na spoczynek.


ROZDZIAŁ XVII.


Kolumb zasypiał zwykle spokojnie i głęboko, lecz jako człowiek przywykły panować zwierzęcym popędom, zrywał się regularnie w pewnych przerwach, dla rozpoznania stanu powietrza i położenia okrętu. Po upływie godziny admirał wyszedł na pokład, gdzie wszystko znalazł w porządku. Większa część majtków była we śnie pogrążoną; czuwały tylko straże i sternik z pomocnikiem. Wiatr dął pomyślny, a statek bez przeszkody posuwał się pośród ciszy, przerywanéj tylko szelestem lin okrętowych, łagodném pluskiem fali i trzaskaniem rejów.
Noc była ciemna i oko potrzebowało pewnego czasu, aby rozpoznać przedmioty w tak niepewném świetle: admirał spostrzegł jednak, że okręt poruszał się nie z wiatrem; postąpił więc ku sterowi, i ujrzał go zwróconym na północo-wschód, to jest w kierunku brzegów hiszpańskich.
— Czyś ty marynarz, nierozsądny człowiecze? czy mulnik, przywykły kręcić się tylko po ścieżkach gór kastylskich? zapytał surowo. Jesteś sercem w Hiszpanii, i mniemasz że ten wybieg dziecinny zadość uczyni twym życzeniom.
— Niestety! sennorze admirale, wasza excellencya miałeś słuszność mówiąc że serce moje jest w Hiszpanii, tém bardziéj iż zostawiłem w Moguer siedmioro sierot.
— I ja także jestem ojcem, i ja zostawiłem syna bez opieki macierzyńskiéj; wczémżeś ty lepszy odemnie?
— Sennorze, syn waszéj excellencyi ma ojca admirała, a moje niebożątka biednego tylko sternika.
— I cóżby na tém zależéć mogło mojemu synowi, jeśli zginę, żem zginął admirałem? Jakaż korzyść dla niego w porównaniu z twojemi dziećmi?
— Ta korzyść, sennorze, że królestwo ichmość mieliby o nim staranie, jako o potomku wice-króla, podczas gdy moje robaczki poszłyby w poniewierkę.
— Masz słuszność poniekąd, przyjacielu, odpowiedział Kolumb; lecz powinieneś pamiętać o wpływie jaki wytrwałość w tém dziele wywrzéć może na los twoich dzieci. Podobno obydwaj niewiele obiecywać sobie możemy, jeżeli przedsięwzięcie nasze niepomyślny weźmie obrót; lecz jeśli powrócimy uwieńczeni powodzeniem, przyszłość nasza będzie świetna. Czy mogę odtąd liczyć na twą sumienność, czy téż kierunek okrętu mam zdać w inne ręce?
— Lepiéj to drugie, sennorze admirale. Pamiętny na twe rady, chciałbym zwalczyć tęsknotę; lecz póki nieopodal będą brzegi hiszpańskie, nie ręczę za siebie.