Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/124

Ta strona została przepisana.

winna zalotność młodéj Indyanki miała nawet wyższość nad sztuczną powściągliwością dziedziczki kastylskiéj. U téj zalety ciała i duszy płynęły z wyrobienia pojęć i zapału religijnego, tamta czerpała je z wrodzonego popędu, którego nie tłumiła jeszcze wmówiona przyzwoitość oświaty.
— Mercedes! zawołał młodzieniec.
— Mercedes! powtórzył Mattinao.
— Mercedes! szepnęła cicho Ozema, i kilka razy wymówiła miłe dla siebie brzmienie, uważając takowe za wyraz radosnego zachwytu.
Luis, wybiérając się w drogę, nie przepomniał o podarunkach dla kobiét; ale ujrzawszy Ozemę, wszystkie te drobiazgi uznał zbyt błahemi. W jednéj z wypraw przeciw Maurom zdobył on zawój z lekkiéj lecz bogatéj tkaniny, który zachował na pamiątkę. W wycieczkach swoich na lądzie nosił zwykle tę wspaniałą ozdobę, dla wpływu jaki to wywrzéć mogło na krajowców. I tym razem zawój zdobił jego głowę, a młodzieniec, zachwycony niespodzianém podobieństwem, rozwinął go zręcznie i zawiesił na ramionach pięknéj Ozemy.
Młoda dziewica, rozłożywszy tkaninę na ziemi, powtórzyła kilka razy wyraz Mercedes, z oznakami najżywszéj radości. Zachwycenie jéj, chociaż bardzo podobne do niewinnych uniesień dziecka, niezdolnego ukrywać swych uczuć, nosiło jednak cechę godności, co zawsze i wszędzie towarzyszy postępkom ludzi wyższego urodzenia. Luis, patrząc na pełną naiwności prostotę Ozemy, usiłował wyobrazić sobie sposób w jaki Mercedes de Valverde przyjęłaby drogocenny klejnot z rąk królowéj Izabelli, i zdawało mu się, że powściągliwa radość i wdzięczność Kastylianki mniéj silne może zrobiłaby wrażenie.
Podczas tych myśli młodzieńca Ozema, nie wstydząc się bynajmniéj, zdjęła zasłonę bawełnianą i przymierzyła podarowany sobie zawój, poczém, odwiązawszy naszyjnik, zbliżyła się do Luis’a, ofiarując mu takowy z spojrzeniem stokrotnie od słów wymowniejszém. Luis dar ten wzajemny z rycerską przyjął uprzejmością, a nawet zwyczajem kastylskim ucałował rączkę z któréj takowy otrzymał.
Kacyka, ucieszony świadek téj sceny, powiódł wtedy hrabię do innego domostwa, gdzie przedstawił mu swe żony i kilkoro dzieci. Przy pomocy znaków i niektórych wyrazów, wzajemnie pochwyconych, Luis pojął wreszcie stopień pokrewieństwa między swym gospodarzem a Ozemą, i wyznać trzeba iż rad był z odkrycia że piękna Indyanka niezamężna, co przypisywał, może i słusznie, uczuciu zazdrości jakie w nim budziło podobieństwo jéj do Mercedes.
Luis trzy dni przepędził w siedzibie kacyki, w ciągu których osoba jego była przedmiotem ogólnéj ciekawości. Kobiéty z niewinném zaufaniem dotykały się jego ubrania i podziwiały białość jego w porównaniu ze śniadą cerą tu-ziemców. Jedna tylko Ozema mniéj była śmiałą, lubo bacznym wzrokiem śledziła każdy ruch cudzoziemca. Luis, na wonnych wyciągnięty matach, całemi nieraz godzinami przypatrywał się dziewicy, w zamiarze niby odkrycia nowego podobieństwa z oddaloną kochanką, a rzeczywiście znęcony osobistym powabem Ozemy. Spostrzegłszy wyższość jéj umysłową nad żonami kacyki, pragnął objaśnić się przez nią Względem stosunków krajowych, w czém rzadka pojętność młodéj Indyanki usiłowaniom jego przychodziła w pomoc. Ozema w kilku dniach wyuczyła się mnóstwa wyrazów hiszpańskich i wymawiała takowe z wdziękiem niewysłowionym.
Luis de Bobadilla, chociaż z natury lekkomyślny, gorliwym był jednak chrześcianinem. W téj epoce ogół tchnął jeszcze głębokiém dla religii poszanowaniem, a choć i wtedy nie zbywało na wątpiących, należeli oni raczéj do klassy polityków lub duchownych, ukrywających zasady swoje pod habitem zakonnym. Pożycie młodzieńca z Kolumbem utwierdziło jego wiarę w Opatrzność; skłonnym był przeto uznać w cudownéj prawie łatwości z jaką Ozema go pojmowała, zrządzenie wyższéj woli, dla ułatwienia stosunków z krajowcami i rozszérzenia między niemi