podróży ja biorę na siebie. — Burza coraz więcéj się rozsroża, mój dobry Bartłomieju Roldan!
— Widzę to, sennorze admirale, i niebardzo rad jestem, że pokuta wypadła na Pedra. Ślub zakupienia mszy ś. po szczęśliwym powrocie i przepędzenia nocy na modlitwie w kaplicy ś. Klary, lepiéj nam może posłuży, niż pielgrzymka tego ladaco.
Zdanie Roldana znalazło poparcie; losowano po raz trzeci, i dziwnym trafem karteczka z krzyżem dostała się znów Kolumbowi. Jednakże niebezpieczeństwo wzrastało, bo okręt, porwany jakby wirem, nie mógł już walczyć z wściekłością rozhukanych bałwanów.
— Nie mamy dosyć balastu, Wincenty Yanez, rzekł admirał; trzeba wszystkie beczki napełnić wodą morską.
Wykonanie tego rozkazu zajęło kilka godzin, bo z narażeniem tylko życia można było zaczerpnąć wody. Przy silnéj wszelako woli i wytrwałości zdołano przecież napełnić kilkadziesiąt beczek, przezco bieg statku stał się pewniejszym. Nadedniem dészcz lunął potokiem, a wiatr, nie tracąc na gwałtowności, z południa przeskoczył na zachód. Przywrócono przedni żagiel, i la Nina przebiegła mil kilka w kierunku wschodnim.
Ze światłem dzienném nadzieja wstąpiła w serca podróżnych: nie widziano wprawdzie la Pinty, i uważano ją za zgubioną; lecz niebo rozjaśniło się nieco, a burza zwolniała do tyla, że majtkowie nie potrzebowali już czepiać się lin, aby uniknąć porwania przez fale. Rozpięto drugi żagiel, i okręt szybko płynąć zaczął z wiatrem.
Po kilku godzinach, w znacznem jeszcze oddaleniu, ujrzano ziemię: jedni mniemali że to ląd stały Europy, drudzy że Madera; Kolumb zaś utrzymywał iż się zbliżają do jednéj z wysp azorskich; i rzeczywiście byłato wyspa swiętéj Maryi.
Nie będziemy tu opowiadać szczegółowo wypadków nastąpionych po zawinięciu la Niny do portu; dosyć nadmienić że Portugalczycy, jak wprzód tak i teraz, napastowali admirała; lecz wszystkie ich starania spełzły bezskutecznie, i 24 lutego Kolumb popłynął do Hiszpanii.
W piérwszych dniach Opatrzność zdawała się sprzyjać podróżnikom, bo stan powietrza był pomyślny i morze spokojne. Od 24 do 26 wieczorem la Nina około stu mil zrobiła w kierunku Palos; odtąd jednak wiatr stawał się silniejszym, zmuszając admirała do lekkiego zboczenia na północ. Przekonanie wszelako o blizkości Europy podtrzymywało nadzieję majtków. W sobotę 2 marca wieczorem już tylko sto mil, według rachuby Kolumba, rozłączało okręt od brzegów Portugalii, ku którym zwrócić się musiano z przyczyny wiatru południowo-zachodniego.
Nad ranem 3 marca w stronie południowéj groźne skupiły się chmury. Admirał stanął na tylném podwyższeniu, zkąd rozleglejszą wzrokiem objąć mógł przestrzeń. Oznaki burzy były liczne i złowróżbe. Powietrze, białawym napełnione tumanem, przedstawiało widok kłębiącego się dymu, i zaledwo admirał zauważył to zjawisko, gdy w oddaleniu odgłos, jakby tysiąca kopyt końskich tętniących w czwale o pomost, zapowiedział zbliżanie się wichru. Morze zasyczało, i w jednéj chwili burza tak strasznie się rozwścieczyła, jakby duchy piekielne przeszkodzić chciały poniesieniu do Hiszpanii wieści o wielkiém odkryciu.
Łoskot podobny do huku kilkudziesięciu razem wystrzałów zapowiedział przerwanie żagli. Statek pochylił się na bok, tak dalece, że bałwany dotykały końca masztów; lecz wyszedł szczęśliwie z tego szwanku i zaczął szybko biedź z wiatrem.
Byłto początek burzy straszniejszéj jeszcze od poprzednio opisanéj. W piérwszéj chwili trwoga do tego stopnia opanowała majtków, że nic nie przedsiębrali dla zwalczenia groźnego niebezpieczeństwa. Okręt nie przestawał posuwać się z wiatrem, a burza poszarpane szczątki żaglów unosiła kawałkami. Posta-