Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/137

Ta strona została przepisana.

Wincenty Yanez! Możemy teraz zaniechać stéru, bo wszystko zależy od żaglów.
— To prawda, sennorze, lecz okręt pędzi z szybkością szaloną.

Don Pedro Martin.

— Nie lękaj się o to; niéma tu mielizn, a statek nasz mało się zanurza.
Osada w uroczystem milczeniu oczekiwała rozstrzygnięcia swego losu, a okręt tymczasem, gnany wiatrem południowo-zachodnim, z rączością strzały zbliżał się ku brzegowi. Kipiące fale, rozpryśnięte o twardy grzbiet skały, tworzyły odmęt wirowy, grożący pochłonięciem skołatanemu statkowi; ale la Nina zręcznym obrotem minęła niebezpieczne miejsce, i w kilka minut dosięgła Tagu. Wtedy zwinięto wielki żagiel, a marynarze, pewni już ocalenia, głośnéj oddali się radości.
Taki był koniec najśmielszéj z odbytych dotąd morskich podróży. Kolumb dokonał olbrzymiego pomysłu, i wieść o powodzeniu jego wkrótce rozeszła się po półwyspie pirenejskim. Wiadomo jak go przyjęto w Portugalii, a mianowicie w Lizbonie, gdzie zarzucił kotwice 4 marca. W dziewięć dni późniéj la Nina opuściła brzegi portugalskie, i dnia 15 ze wschodem słońca znajdowała się pod Saltes, po dwustu dwudziestu cztérech dniach niebytności.


ROZDZIAŁ XXVI.


Mimo szlachetnych pobudek Kolumba, mimo wytrwałości i odwagi jakiéj wymagało dokonanie jego dzieła, podróż ta śród na-