lecz Izabella uściskała przyjaciółkę i tkliwy na jéj czole złożyła pocałunek.
— Żegnam cię, droga Beatrixo, rzekła z wylaniem; jeżeli na świecie są ludzie niestali, przynajmniéj ty do nich nie należysz.
Po tych słowach królowa i markiza de Moya udały się każda do swych pokojów, nie wiedząc wszakże czy znajdą pożądany spoczynek.
Dzień następujący po téj rozmowie był dniem, w którym kardynał Mendoza urządził dla Kolumba wspaniałą biesiadę. Najpiérwsi panowie dworu zebrali się w zamiarze uczczenia admirała, przyjmowanego wszędzie z królewskiemi niemal zaszczytami. Genueńczyk w podobnych uroczystościach zachowywał skromne, choć pełne godności ułożenie; ale wszystkich oczy z zajęciem zwrócone były na niego, każdy jego wyraz chwytano chciwie i wyścigano się w głośném dlań uwielbieniu.
Biesiadnicy oczekiwali naturalnie, że Kolumb w téj okoliczności udzielić im zechce niektórych szczegółów téj podróży. Byłoto trudne zadanie dla odkrywcy, bo stawiało go w konieczności wspomnienia o własnych czynach, o rozumie swym i nauce, nieskończenie wyższéj od nauki współczesnych. Wszelako admirał umiał zręcznie ominąć ten szkopuł, wyświecając głównie tę stronę przedsięwzięcia, z któréj zaszczyt spływał na Hiszpanią i jéj władzców.
Pomiędzy zgromadzonemi znajdował się Luis de Bobadilla, zaproszony przez kardynała ze względu na stanowisko jakie zajmował w społeczeństwie i na przyjazne stosunki łączące go z admirałem; bo w owych dniach upojenia postępowanie Kolumba było jakby modłą, do któréj stosowali się wszyscy, nie pytając sami siebie dlaczego. Luis, w poczuciu że uczynił to, czego nikt z równych mu położeniem byłby nie śmiał uczynić, przybrał wyraz szlachetnéj powagi, zgodnéj z statecznością swych postępków. Przypominano sobie sprawozdanie młodzieńca z podróży Kolumba u don Pedra Martir, i już w wyobrażeniu ogólném postać jego zespoloną była z tajemniczą wyprawą. Dzięki takiemu usposobieniu, bohatér nasz zbiérać zaczął owoce swego czynu, w sposób którego nie przewidział. Jakże często tak bywa na świecie, iż ludzie jedni drugich potępiają albo wynoszą za rzeczy zupełnie urojone.