— Piję zdrowie jego excellencyi admirała, zawołał Luis de Saint-Angel, wznosząc puhar do góry. Hiszpania zawdzięcza mu największe z odkryć tegoczesnych, i każdy mieszkaniec tego kraju uczcić powinien wysoką jego zasługę.
Spełniono zdrowie admirała, który w kilku wyrazach objawił swoję wdzięczność.
— Sennorze kardynale, ciągnął daléj poborca dochodów kościelnych; świetny to tryumf dla religii chrześciańskiéj, jeśli zważymy ile umysłów zbłąkanych wejdzie na drogę zbawienia; bo Rzym nie zaniecha pewnie stosownych ku temu środków.
— Masz słuszność, kochany Saint-Angel, odrzekł kardynał; ojciec święty zrobi wszystko co do niego należy. Poznanie prawdziwego Boga wyszło ze Wschodu, a teraz wiara, oczyszczona objawieniem, powróci w miejsce gdzie była jéj kolébka, ale powróci przez Zachód, nieznaną dotąd drogą.
Jakkolwiek napozór pomiędzy uczęstnikami biesiady najszczérsza panowała zgoda, ułomność wszakże ludzka i tu wyszła na jaw, a zazdrość, najpowszechniejsza z ziemskich namiętności, niejedno nurtowała serce. W kole biesiadników zasiadał szlachcic hiszpański imieniem Juan d’Orbitello, którego korcił szafunek tylu pochwał na korzyść cudzoziemca.
— Czy wasza eminencya mniemasz, zawołał, że Opatrzność nie byłaby znalazła środka ku dopięciu swych celów, gdyby usiłowania don Kolumba spełzły na niczém?
— Nikt z nas, sennorze, nie śmié w tym względzie ograniczać potęgi Stwórcy, odpowiedział z powagą kardynał; ale człowiek nie powinien rozbiérać wyroków najwyższéj mądrości.
— To prawda, sennorze kardynale, odparł d’Orbitello, zmięszany nieco napomnieniem prałata; nie taki téż był mój zamiar. Pragnąłbym tylko wiedziéć, czy don Christoval uważa się za wyłącznie przeznaczonego do spełnienia tego dzieła.
— Czułem zawsze w sobie jakiś popęd tajemniczy, odezwał się Kolumb z uroczystą powagą, w którym widziałem głos nieba, i sądzę że moje usiłowania były Bogu przyjemne a ludziom pożyteczne.
— Przypuszczasz więc, sennorze admirale, że w Hiszpanii niéma drugiego człowieka, coby z równém powodzeniem dokonał wyprawy do Indyj?
Śmiałość téj jakby zaczepki zwróciła ogólną uwagę, i wszyscy z ciekawością wyczekiwali odpowiedzi Kolumba. Odkrywca przez chwilę zachował milczenie; potém wyciągnął rękę, wziął jajko z stojącego przed sobą półmiska i rzekł uprzejmie:
— Czy umié kto z was, sennorowie, ustawić jajko na końcu?
Pytanie to niepomału zadziwiło obecnych; jednakże śród śmiéchu i żartów wzięto się do próby. Lecz nadaremnie: za odjęciem palców jajko natychmiast upadało.
— Na ś. Łukasza! sennorze don Christoval, to rzecz niepodobna do wykonania, zawołał Juan d’Orbitello.
— A jednak łatwą będzie dla wszystkich, i dla ciebie sennorze, gdy was nauczę sposobu.
To mówiąc Kolumb lekkiém o stół uderzeniem spłaszczył koniec jajka, które, na obszérniejszéj spocząwszy podstawie, utrzymało się w równowadze. Powszechny poklask przyjął tę trafną naukę, a Juan d’Orbitello, zawstydzony, zaprzestał dalszéj szermierki.
W téj chwili wszedł do sali posłaniec królowéj i szepnął słów kilka admirałowi, a następnie don Luis’owi de Bobadilla.
— Królowa przyzywa mnie do siebie, sennorze kardynale, rzekł Kolumb, wybacz więc wasza eminencya, że powołany obowiązkiem opuszczam to zgromadzenie.
Kardynał odpowiedział kilka słów grzecznie-ceremonialnych i odprowadził gościa do podwojów. Admirał opuścił salę, a za nim zdążył niebawem hrabia de Llera.
— Gdzie idziesz, Luis? zapytał Kolumb młodzieńca. Czemu
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/154
Ta strona została przepisana.