rzucasz biesiadę, jaką znaleźć chyba można w pałacu królewskim?
— Na św. Yago! wątpię, mój mistrzu, sądząc po zwyczajach naszego króla, aby stół jego równie był smaczny i obfity; ale stawić się muszę na rozkazy donny Izabelli, i serce moje przeczuwa, że powołano nas obu w drogiéj dla mnie sprawie. Zapewne królowa, przed zezwoleniem na związek mój z donną Mercedes, chce zapytać waszéj excellencyi o zachowanie się moje w podróży.
— W ostatnim czasie tak byłem zajęty, że nie miałem nawet sposobności zapytania cię, Luis, o zdrowie donny Valverde. Kiedyż ona nagrodzi twoję stałość?
— Nie wiem rzeczywiście co na to odpowiedziéć. Od powrotu naszego trzy razy tylko widziałem Mercedes i znalazłem ją pełną dobroci, jak zawsze; lecz ciotka moja zimniejszą była niż zwykle, i zbywała mnie półsłówkami gdym nalegał o przyspieszenie związku. Zdaje się że pragnie wprzód zasięgnąć zdania jéj wysokości.
— Nie wątpię, mój młody przyjacielu, że istotnie nas powołano w tym celu; trudno inaczéj wytłumaczyć tak nagłe i przeciwne zwyczajom dworskim poselstwo.
Młodzieniec oddawał się téj myśli z przyjemnością, i wszedł do pokojów królowéj, tak lekko i radośnie, jak gdyby stanąć już miał z kochanką na ślubnym kobiercu. Po krótkiém oczekiwaniu obaj znaleźli się wobec monarchini.
Izabella miała u siebie tylko markizę de Moya, Mercedes i Ozemę. Na piérwszy rzut oka Kolumb i Luis spostrzegli, że zaszło coś niezwykłego. W twarzach osób obecnych łatwo było wyczytać jakiś przymus nienaturalny: królowa usiłowała przybrać właściwą sobie słodycz oblicza, lecz czoło jéj było nachmurzone. Twarz donny Beatrix nosiła piętno smutku, i Luis uważał że ona odwraca się od niego, jakby mocno zagniéwana. Śmiertelna bladość powlekała piękne rysy Mercedes; oczy jéj były w ziemię wlepione i cała postać wyrażała nieśmiałość i upokorzenie. Jedna tylko Ozema zachowała wrodzoną swobodę: ożywione jéj spojrzenie niewinną malowało radość, a ujrzawszy Luis’a, którego po przybyciu do Hiszpanii raz tylko widziała w Barcelonie, stłumiony okrzyk wydała zachwycenia.
Izabella postąpiła kilka kroków na spotkanie Kolumba, a gdy ten chciał przyklęknąć, wyciągnęła doń rękę.
— Nie przystoi, sennorze, rzekła, aby człowiek tyle zasłużony podobne składał nam hołdy; jestem królową twoją, lecz bardziéj jeszcze przyjaciołką. Kardynał Mendoza niełatwo mi pewnie wybaczy, że go pozbawiam przyjemności twojego towarzystwa.
— Jego eminencya i szlachetni biesiadnicy mają nad czém rozmyślać w téj chwili, odpowiedział don Christoyal z uśmiéchem, i bardzo pewnie radzi z pozbycia się méj osoby. Lecz w razie nawet przeciwnym nie wahałbym się opuścić ich grono, dla usłuchania rozkazu waszéj wysokości.
— Nie wątpię o tém, sennorze; dziś jednak mam z tobą pomówić o rzeczach bardziéj osobistych niż publicznych. Donna Beatrix poleciła méj opiece tę młodą Indyankę, któréj powaby i przymioty korzystne o twém odkryciu dają wyobrażenie. Jakiż jéj stopień i co ją skłoniło do opuszczenia kraju rodzinnego?
— Urodzenie Ozemy, miłościwa pani, pośrednie jest między królewskiém a szlacheckiém; co się zaś tyczy przybycia jéj do Hiszpanii, o tém don Luis de Bobadilla najlepiéj waszę wysokość objaśni.
— Nie, sennorze, chciałabym wszystko z własnych ust twoich usłyszéć; z hrabią de Llera późniéj będzie rozprawa.
— Kolumb, zdziwiony tą odpowiedzią, pospieszył żądaniu królowéj uczynić zadosyć.
— W Haiti, rzekł, są kacykowie piérwszego i drugiego rzędu, czyli wielcy i mali. Guakanagari, o którym wspominałem waszéj
Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/155
Ta strona została przepisana.