— Sennorze, o ile słabe me siły pozwolą, stawać będę gorliwie w twéj obronie.
— Byłem o tém przekonany, Luis, odpowiedział Kolumb, ściskając przyjaźnie rękę młodzieńca. Fonseca, który teraz tyle ma wpływu, niebardzo dla mnie przychylny. Jest także twój imiennik, co szkodzić mi będzie przy każdéj sposobności[1].
— Znam go, sennorze; to zakał naszego domu.
— Lecz ma znaczenio u króla, którego zjednać koniecznie należy.
— Niestety, sennorze! król coraz bardziéj skłania się ku podszeptom pochlebców. Liczę tylko na donnę Izabellę; choć zresztą i moja ciotka stać może za armią posiłkową.
— Bóg wszystkiém rządzi i grzéchem byłoby zwątpić o jego sprawiedliwości. A teraz, Luis, słówko jeszcze o tobie. Opatrzność powierzyła ci szczęście kobiéty, jakich mało zaiste na świecie. Komu Bóg znaleźć pozwolił dobrą i cnotliwą żonę, tego serce codziennie wezbrać powinno wdzięcznością; bo ze wszystkich skarbów doczesnych posiada najobfitszy, najczystszy i najtrwalszy, byle tylko umiał go szanować. Żona twoja równie jest rozsądna jak cnotliwa; niechże wzgląd na nią miarkuje twą nierozwagę; niech czystość jéj będzie twym wzorem, a miłość przewodnikiem.
- ↑ Admirał mówi tu o Franciszku de Bobadilla, mianowanym w r. 1500 jeneralnym gubernatorem Indyj, który Kolumba, na fałszywe oskarżenie, kazał okuć w kajdany i odesłać do Hiszpanii.