Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

któréj dokładnie można było poznać, że tam toczy się walka na zabój.
„Puśćcie mię, żmije malowane!“ rozległ się gniewny głos Hurrego. „Dzicy okrutnicy, nie dość wam, że macie mię w swéj mocy, chcecież mię jeszcze koniecznie zadusić?“
Teraz nie wątpił już Sokole oko, że towarzysze jego zapuściwszy się widać zbyt daleko, dostali się w moc dzikich; ponieważ jednak nie wiedział, jak ma postąpić, dał z łodzi sygnał porozumienia.
Hutter usłyszał go i zrozumiał natychmiast. „Trzymaj się od lądu zdaleka!“ zawołał gromkim głosem. Jesteśmy wzięci w niewolę; bezpieczeństwo moich dzieci na tobie jednym teraz spoczywa. Użyj całéj przezorności, aby ujść przed dzikimi. Bóg cię nie opuści i szczęśliwie doprowadzi do fortecy. Żegnaj mi i bądź błogosławiony!“
„Bądź bez obawy!“ zawołał, uspakajając go Sokole oko. „Będę twych córek bronił do ostatniej kropli krwi.“
„Dobrze, Sokole oko, czyń, co jesteś w stanie!“ zawołał z kolei Hurry, który, strzeżony przez dwóch Indjan, leżał z związanemi rękami niedaleko Huttera. „Podług mnie jednakże,“ dodał, „byłoby najlepiéj, gdybyś natychmiast udał się do forteczki, zabrał obie dzieweczki wraz z zapasem żywności do łodzi i pożeglował ku miejscu, gdzieśmy dzisiaj przybyli. Ztamtąd udaj się prostą drogą do Delawarów. Co się mnie tyczy i starego Toma, to kto wie, czy nas Indjanie jeszcze téj nocy nie oskalpują.“
Tu przerwało Hurremu mowę mocne uderze-