széj ilości nadjedzie wkrótce na tratwach, a w takim razie forteca nie stanowiłaby dość bezpiecznéj obrony, zwłaszcza nocną porą i przy wyszpiegowaniu przez wroga jéj słabych stron, postanowiono zatem uciec na arce. Być może, że się uda ujść przed nadejściem nieprzyjaciela.
Natychmiast wszystkie ruchomości zaczęto przenosić na arkę i, zanim godzina upłynęła, mieszkańcy forteczki płynęli już po jeziorze. Hutter skierował statek ku zachodniemu brzegowi, gdzie też wylądował z wielką ostrożnością. Mężczyzni, trzymając broń w pogotowiu, opuścili arkę pocichu, i, zostawiwszy w niéj dziewczęta, poczęli się bez szmeru przedzierać przez gęstwinę, pilnie uważając, czy gdzie w pobliżu nie ma wroga. Szli tak może kwadrans, gdy wtem ujrzeli w oddaleniu słaby ognik; nie było wątpliwości, że tam Indjanie rozbili obóz. Zbliżali się tedy cichymi kroki; Czyngachguk zdala już przenikliwemi swemi oczyma mógł naliczyć dziewięciu wojowników, którzy niedbale rozłożali się dokoła ogniska. Postąpili jeszcze kilka kroków naprzód i właśnie chcieli ukryć się za dębem, gdy jeden z nich nastąpił na suchą gałąź. Trzask, jaki wydała, zwrócił uwagę jednego z Indjan, zerwał się więc spiesznie i spostrzegł Sokole oko. Natychmiast głośnym okrzykiem dał znać towarzyszom, że wróg w blizkości. Jak błyskawica zerwali się wszyscy na nogi i, trzymając fuzje w pogotowiu, rzucili się w wskazanym kierunku. Nasi myśliwcy uznali za najstosowniejsze uciekać ku arce, ponieważ wróg siłą znacznie ich przeważał.
Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.