skierował arkę ku forteczce, pragnąc się przekonać, czy też wróg zawitał w jéj progi. Statek był może o dwieście kroków oddalony od domu, a nic podejrzanego nie dało się jeszcze spostrzedz. Cisza grobowa panowała dokoła; nigdzie ani śladu czyjejś obecności. Hutter więc wraz z towarzyszami postanowili wylądować bez wahania, i, zanim jeszcze Czyngachguk zdążył zbliżyć się do przodu statku, Harry z Hutterem znajdowali się już na platformie.
„Pójdź,“ rzekł ostatni do swego towarzysza, „wejdziemy do środka i pootwieramy drzwi i okna; niech też domostwo przybierze weselszą minę.“ Obaj weszli do fortecy; cisza panowała przez chwilę w wnętrzu, gdy nagle rozległ się hałas, co nieustraszonemu zwykle Czyngachgukowi, który po chwili też zeszedł na taras, wydał się jakoś podejrzanym; nadstawił też uważnie ucha. W tejże chwili doszedł go dziki okrzyk Indjan, po którym zabrzmiało przekleństwo Hurrego, następnie zaś zdawało mu się, że ciało ludzkie ciężko upadło na ziemię. Czyngachguk nie wiedział, co począć. Wszystka broń pozostała na arce. Brak wszelkiego podejrzenia co do możliwości niebezpieczeństwa był przyczyną téj fatalnéj nieostrożności. Delawar zdecydował się już wrócić na statek, by chwycić za broń, gdy nagle drzwi domu z łoskotem się rozwarły i ukazał się Hurry, prowadzony z związanemi rękoma przez czterech Huronów.
Na jakiś czas zapanował spokój, z którego skorzystamy, by opisać czytelnikowi, w jaki sposób Indjanie wdarli się do forteczki. Owi dwaj wojownicy, którzy przybyli na tratwie w celu wymiany
Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.