wkrótce potem wszyscy leżeli już pogrążeni we śnie głębokim. Udano się tak wcześnie na spoczynek, albowiem wojsko angielskie z brzaskiem dnia pragnęło wrócić do kwatery. Uderzenie bębna zwiastowało świt; po spożyciu skromnego posiłku, wsiedli żołnierze na arkę, i wylądowawszy na brzegu jeziora, daléj już udali się piechotą. Dowodzący wojskiem oficer, nazwiskiem Warley, prosił Judytę, by udała się wraz z nim do miasta, gdzie będzie przyjętą do grona jego rodziny. Dziewczę chętnie przyjęło zaproszenie; cóż bo miała robić samotna w téj odludnéj okolicy, gdzie straciła wszystkich ukochanych, gdzie prócz tego nigdy nie mogłaby być bezpieczną przed napadem dzikich.
Zamknąwszy wszystko starannie w forteczce, wsiadła Judyta wraz z uprzejmym oficerem na statek. W milczeniu siedząc obok Sokolego oka, nie spuszczała oka z malejącéj zwolna w oddaleniu forteczki, w któréj spędziła całe prawie życie, a którą teraz po tylu smutnych doświadczeniach i wstrząśnieniach być może na zawsze opuszczała.
Statek przybił wreszcie do brzegu. W miejscu wylądowania pożegnał się Czyngachguk z Judytą i Sokolem okiem, pragnąc udać się z powrotem do siedlisk swego plemienia. Następnego dnia wieczorem znajdował się już u celu podróży, przyjęty z radością przez współplemieńców. Dzielny ten Indjanin odznaczył się późniéj nieraz w walkach, jakie ustawicznie toczyli Delawarowie z sąsiedniemi plemionami; coraz większą zdobywał sławę i poważanie wśród swego ludu, aż wreszcie i
Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.