że jeździec nasz został zrodzony nie pod gorącem niebem Ameryki hiszpańskiéj.
Mąż ten, na pozór spokojnego i łagodnego usposobienia, łączył w swem sercu odwagę lwa z nieustraszonością bez granic; nie bez słuszności więc okoliczni mieszkańcy przezwali go „Kamiennem sercem.“
W chwili, gdy przedstawiamy go naszemu czytelnikowi, zawrócił właśnie konia z równiny w stronę gęstego lasu, którego krańce sięgały aż nad brzegi Rio Bermejo.
Był to jeden z owych dziewiczych lasów dalekiego zachodu, ciszy którego nie zakłócił wtedy jeszcze odgłos uderzeń siekiery. Drzewa też w nim rosły według upodobania; krzyżowały się swemi gałęźmi, splatały się z sobą, tu i owdzie znowuż, jakby na przekorę, zostawiały obszerną między sobą lukę, pokrytą zwykle suchymi konarami i pniami przegniłymi, leżącymi tu może od wieków. Grunt lasów tych, sformowany przez proch padłych przed tysiącami laty drzew, jest falisty; to się wznosi w postaci pagórków i małych gór, to znów ginie w rozległych bagniskach, zamieszkanych przez straszne aligatory, przewracające się tam w zielonkawym szlamie; miljardy much zjadliwych brzęcząc latają po nad dusznymi wyziewami błota. Kamienne serce widocznie nie był rzadkim gościem w téj puszczy, kiedy się tak odważnie w głąb jéj zapuszczał, i to jeszcze w chwili, gdy zachodzące słońce zostawiało ziemię w cieniu, który pod pokrywą gęstych koron drzew — olbrzymów tem bardziéj wzrastał. Pochylony zlekka
Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.