Rok upłynął. Sprawy w domu Warrena zwykłym toczyły się trybem. Tomasz wkrótce zapoznał się doskonale z interesami wuja i wielką mu był w pracy pomocą. Interes rozwijał się coraz pomyślniéj. Pokup skór był tak znaczny, iż Warren uznał za najodpowiedniejsze wysełać corocznie wgłąb pampasów zaufanego człowieka, któryby osobiście mógł porobić zakupy. Szło tylko o to, kto posiadać będzie tyle odwagi, by zapuścić się w okolicę, gdzie napady dzikich Indjan nie należały do rzadkich wypadków.
Nikt odpowiedniejszym nie był od Tomasza. Miano tylko dowiedzieć się jeszcze, co też Wituh powie w téj sprawie.
Pewnego dnia przybył do Warrena Wituh w towarzystwie trzech uzbrojonych peonów (poganiacz bydła). Powitawszy przyjaciół potężnem uściśnieniem dłoni, wysłuchał ich planów spokojnie, a skoro się dowiedział, że Tomasz pragnie udać się w pampasy, wielką okazał radość; nie ukrywał jednak bynajmniéj, że niejedno go tam może spotkać niebezpieczeństwo, zwłaszcza ze strony Indjan, którzy, doskonale uzbrojeni, włóczą się w pustyni na wybornych koniach i napadają często na siedliska gauchosów. „Jednakże“, dodał, „łatwo bardzo przy pewnéj odwadze przepędzić tę zgraję, która, choć dzika i okrutna, zwykle bardzo jest tchórzliwą.“
Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział II.
Plan starca. — Przygotowania do podróży. — Pożegnanie.