Strona:PL James Fenimore Cooper - Na dalekim zachodzie.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

Młodzieniec, milcząc, jechał obok Gauchosa, gdy naraz koń jego zastrzygł uszami, szeroko roztworzył nozdrza i skłonił głowę prawie do ziemi. Toż samo zrobiły i inne.
„Konie poczuły towarzyszy,“ rzekł Wituh do Tomasza; „dążą one do wody, a że i nam potrzeba orzeźwienia, więc najlepiéj będzie, jeżeli pozwolimy im udać się w upragnionym kierunku.“ Już po upływie kwadransa zbliżyli się wędrowcy do zarośli; wśród nich szemrało przezrocze źródełko, wodą którego ugasili pragnienie. Poczem peonowie rozpostarli na świeżéj trawie szerokie opony, i Wituh wraz z towarzyszem rozciągnęli się w cieniu drzew, by w kilkugodzinnym śnie znaleźć pożądany spoczynek.
Nie wiedzieli o tem, że oddział Indjan śledził ich już od pewnego czasu. Dążyli oni również do źródła, by schwytać pewną ilość koni, szukających tam zwykle napoju, i w chwili, gdy wędrowcy nasi zapuszczali się w zarośla, dostrzegli ich zdala. Natychmiast zebrali się na krótką naradę i postanowili napaść na Wituh i jego towarzyszy.





Rozdział IV.
Napad. — Zwycięztwo.

Wituh wraz z towarzyszami leżeli jeszcze, pogrążeni we śnie głębokim, gdy pierwszy zerwał się naraz, zbudzony głośnem rżeniem koni. Natychmiast zbudził resztę wędrowców, mówiąc, iż przeczuwa blizkie jakieś niebezpieczeństwo; przestra-