bardzo polubili. Tomasz, załatwiwszy polecone mu interesa, myślał już tylko o tem, by jaknajprędzéj wrócić do Buenos Ayres. Wituh, jakkolwiek pragnął dłużéj go u siebie w gościnie zatrzymać, nie sprzeciwiał się jego pragnieniu i podjął się osobiście do wuja go odprowadzić.
Po paru dniach wrócili bez żadnych już przeszkód do Buenos Ayres. Radość wuja, gdy ujrzał siostrzeńca, wracającego cało i zdrowo, była nieopisaną.
Wituh począł naówczas opowiadać, jak odważnie zachowywał się Tomasz w walkach, jakie musieli stoczyć w pampasach z Indjanami; przysięgał on, że nigdy nie zapomni, iż w potyczce życie mu uratował.
Po tygodniowym pobycie w domu Warrena, począł się Gauchos gotować do powrotu. Uściskawszy dłoń Warrena i przycisnąwszy do piersi Tomasza, skoczył na konia, spiął go ostrogą i znikł wkrótce z oczu przyjaciół.
Tomasz lat kilka spędził w domu Warrena, nie doznawszy żadnych osobliwszych przygód. Interesa handlowe szły pomyślnie, do czego się on sam nie mało przyczyniał. Lecz na ziemi nic stałego niema; szczęście wiecznie trwać nie może.
Na wiosnę 1817 roku Wituh pędził przez ulice Buenos Ayres, kierując konia ku domowi Warrena. Na progu powitał go Tomasz ze smutnem obliczem i głową pochyloną.