dowskich do świeżo wymurowanego budynku, obok starej oberży z frontem do ulicy Włocławskiej, a w parę lat potem zajęto się przygotowaniem terenu do obszernego parku po za nowągaleryą z kursalem, najpiękniejszej ozdoby Ciechocinka. Dużej pracy, nie lada zachodu i nie małego nakładu wymagało przewiezienie urodzajnej ziemi z pod tężni na owe bagniste i moczarami przesiąkłe łąki, niekiedy na 3—4 łokci wysokości, na których wegetowały poprzednio: nędzna trawa, bujniej szylf i trzema a najlepiej bagniste rośliny; nim z tego miazmatami przesiąkłego gruntu urządzono wspaniały park spacerowy, zdobny w przecudne drzewa i krzewy; gdzie obecnie w szerokich alejach w czasie sezonu kąpielowego roją się goście tysiącami, bawią się dzieci w żołnierzy i piłkę, napawają się balsamicznem powietrzem blade i wynędzniałe kaleki. Dzięki też nowo założonemu wałowi ochronnemu wzdłuż lewego brzegu Wisły, długość którego przekracza 1½ mili i owej zbawiennej przemianie łąk bagnistych na suchy i urodzajny ogród — dawniejszych zakaźnych chorob (vulgo malaria zwanych) prawie nie masz więcej w Ciechocinku, z wyjątkiem może już bardzo dżystych lat.
Pewnego pięknego poranku podczas picia wód, gdy orkiestra zakładowa ochoczo przygrywała, a goście tłumami spacerowali po szczupłym naówczas jeszcze deptaku, wybuchł w roku 1875 (?) na raz pożar w starej kapliczce przy galeryi w kwadrans może po skończonej Mszy św. Mimo wszelkiej możliwej pomocy, gdyż ochocza młodzież z całym zapałem rzuciła się na ratunek w obliczu nadobnych panienek; pożar szerzył się z niesłychaną szybkością. Niespełna w 5 minut cały budynek (kaplica i galerya) stały w płomieniach; kuny, myszy, sowy i nietoperze, co od lat niepamiętnych miały wygodne schronienie na długiem a niskiem galeryi poddaszu, wylatywały z piskiem uchodząc przed palącym płomieniem. Niedostatek narzędzi pożarnych a uszkodzenie tych, których nareszcie dostarczono, było przyczyną, że mimo setek rąk, skorych do niesienia pomocy nawet pomimo rozerwania i przerwania bosakami wieży wraz z zegarem i bliskiego sąsiedztwa dwóch stawów, walka ze zgubnym żywiołem była nie możebną; w godzinę może po wybuchnięciu pożaru w miejscu starej galeryi i kapliczki tliła się tylko kupa popiołu a tu i owdzie kawały niedopalonych belek. Nieostrożność zakrystjana, a mianowicie chwycenie ognia od gorejącej świecy przez firankę przed ołtarzem, była prawdopodobnie przyczyną pożaru.
Przy energicznych staraniach w tydzień niespełna stanęła nowa (obecnie pod tężnie przeniesiona) tymczasowa galerja
Strona:PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu/19
Ta strona została przepisana.