W czasach zamierzchłej przeszłości, kiedy do siedzib nadwiślańskich Polan zaledwie pierwsze promienie światła wiary Chrystusowej przedzierać się zaczęły, w cichym zakątku ziemi Słończyków żył, orząc skibę rodzinną, wielce szanowany ród Niemojów. Czy w radzie na wiecach, czy w polu w obec wroga, Niemoja przewodniczyć musiał; bo wielka powaga jego rodu stawiała go zawsze na czele ludu, co patryjarchalnym rządził się obyczajem, a trudniąc się rozbojem i napadami, daleko zasłynął pośród ościennych plemion, zwyczajem Słowian więcej do roli, jak do oręża ochoczych. Niemoje był to ród wielce bogaty: — w stajniach rżały u żłobów rącze swego chowu koniki, w skrzyniach bez liku odzieży i szat świątecznych, kosztownych futer, bławatów i aksamitu, na ścianach mało jeszcze rozpowszechnione u Słowian zbroje i kolczugi, w boju na Niemcach zdobyte, w komorach i piwnicach obfitość jadła i napoju. Lecz nad wszystkie dobra tego świata, nad zaszczyty i mienie, drogim był staremu Niemoi dzielny potomek jego rodu, pierworodny syn, dziedzic dostatków i imienia. Smagły, jak topola nadwiślańskiej ziemi, silny i barczysty, czy to w boju, czy pośród zabawy pierwszy między rówieśnikami, młody Niemoja napełniał serce ojcowskie dumą niesłychaną, a na twarzyczki kraśnych dziewoj Słończyków płomienny wywoływał rumieniec.
I cieszył się stary Niemoja synem jedynakiem, i patrzał pilnie, którąby z dziewic zaszczycić wyborem na stanowisko przyszłej matrony rodu, gospodyni w zamożnej kmiecej chacie.
Strona:PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu/26
Ta strona została przepisana.
KRWAWE GOŹDZIKI
Legenda z podań ludowych o Zamku Raciążskim.