Strona:PL Jan Łąpiński - Przewodnik po Ciechocinku.djvu/32

Ta strona została przepisana.

łuku warknęła głucho, — powietrze przedarł świst pierzastej strzały, — stalowe żądło przebodło lewy bok młodzieńca.
Zerwała się przerażona Milda, łzy strumieniem polały się z jej oczu i zmięszane z obficie płynącą krwią kochanka zrosiły zielony kobierzec murawy.
Na widok ojca — co z łukiem w dłoni a grozą w ponurem oku zbliżał się do niej — przerażona — pełna nieopisanej trwogi — pobiegła nad stromy brzeg rzeki, ciągnąc z nadludzkim wysiłkiem trupa młodego Niemoi za sobą — i z nim razem stoczyła się w nurty Wisły.
Długo nad brzegiem wody, co poważnie zamknęła swoje nurty po nad głowami nieszczęśliwych kochanków, tocząc dalej spienione fale, stał ponury Geron, pogrążony w ciężkiej zadumie.
Odtąd dni jego pokryła czarna smutku opona. Zgasł jasny promień żywota, a jego miejsce zajęła ciemna smuga rozpaczy, bólu, i ciężkich wyrzutów sumienia. I tułał się nieszczęsny po okolicznych górach, strasząc spokojnych mieszkańców — tak, że po dziś dzień jeszcze w ustach ludu tych okolic przechowało się podanie o duchu, pokutującym za zbrodnie w podziemiach starego zamczyska.
Skoro stary Niemoja dowiedział się o tragicznej śmierci syna, zawrzała w jego piersi szalona burza, w sercu obudziło się tak obce Słowianinowi pragnienie zemsty, krwawej, nieubłaganej. I błądził po górach i wąwozach otaczających zamczysko, szukając mordercy syna, sprawcy sierocej starości.
Spotkali się nareszcie dwaj śmiertelni wrogowie i zawrzał bój, straszny, — olbrzymi. Słowianin uzbrojony toporem śmiało dał pole Niemcowi zakutemu w żelazo; i ufny w opiekę prastarych bogów, potężny zemstą, wynikiem najszczytniejszej rodzicielskiej miłości — ani na chwilę nie wątpił o zwycięstwie. Był to prototyp owych bojów, jakie w następne wieki staczali synowie tej ziemi z nawałą germańską, rwącym potokiem zalewającą piękne ich krainy. Wreszcie po długiej a tak nierównej walce padł rycerz germański u stóp mściwego ojca, ponosząc słuszną karę za zbrodnie i gwałty.