Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śleniu, a było tego przez cały dzień. Już mieli do brandoburskiego wojska posłać nająć [ko]go do rozmowy ze mną, a już się jeden gotował jechać. A tym czasem nazajutrz zrana przynieśli mi w podarunku łososia żywego, wielkiego w wannie; wołu karmnego i jelenia także żywego, chowanego, na powrozie przyprowadzili, a przytym w kubku sto bitych talerow. Ponieważ widzieli, że żadnem językiem nimogli mię zażyć, mowią już lingua nativa[1], że »przynieśliśmy podarunek«. Dopiero ja do nich przemowił, na ow kubek z talerami pokazawszy: Iste est interpres meorum et vestrorum desideriorum[2]. O, kiedy to Niemcy[3] skoczą od radości, kiedy się poczną rzechotać, obłapiać mię, kiedy to skoczą na miasto, powiedając, że »przemowił nasz pan«, owego gonić, co już był wyjechał po tłomacza; dopieroż się rozmawiać, dopieroż dyszkurować — popieli się Niemczyska na ow śmiech. A nazajutrz dopiero w traktat. Pokazałem im regestr komisarski, jak wiele pługow na ktorą wieś położył, i już żadnej nie było sprzeczki i zaprzeć nic nie mogli, kiedy widzieli, że nie moj wymysł, ale komisarska taka jest ordynacya. We dwoch dniach złożyli piniądze za pierwszy miesiąc. A już kiedy o talarach jaka była mowa, to ich nie mianowali talerami, ale interpretes[4]; ktore piniądze kazałem im

  1. językiem przyrodzonym, ojczystym
  2. Oto jest tłumacz życzeń moich i waszych.
  3. Dla Paska Duńczycy są Niemcami, gdyż się z nimi zmówić nie można.
  4. tłumaczami