Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 217.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tur moram[1], mostow tu budować niemasz czasu. Słyszycie strzelanie, słychać i głosy moskiewskie: już to znać, że nie nasi onych, ale oni naszych biją. Pływaliśmy przez morze: i tu trzeba; Pana Boga wziąwszy na pomoc, za mną! Pistolety, ładownice za kołnierz!« Sam tedy wprzod skoczy z brzega; zaraz koń spłynął, bo bardzo rzeka głęboka. Przepłynął tedy, stanie na brzegu; chorągwie jedna za drugą płyną cicho, bo nie było do tego miejsca, gdzie się bili, ledwie z piętnaście stajań, tylko że za lassem, i nie mogli nas widzieć. A jeszcze woła, stojąc na brzegu: »Szeregiem, Mści Panowie, szeregiem!« Co niepodobna, bo nie kożdy koń jednakowo pływa: jeden się bardziej suwa, drugi nie tak. Nasz pierwszy towarzysz, Drozdowski, miał konia, co go był nieświadom, a on pływał jakoś dziwnie na bok; skoro tedy tak uczynił, zaraz go woda zniosła z konia, począł tonąć, konia puściwszy. Jam go uchwycił za ramię, drugi towarzysz z drugą stronę; takeśmy go między sobą pławili. Skorośmy go wynieśli, aż mowi wojewoda: »Macie szczęście, panie bracie; są tu wielkie ryby, połknąłby was był szczupak całkiem i z pancerzem« (na to przymawiając, że to był chłopek małego zrostu). Jakeśmy się przeprawili i przez drugą takąż odnogę, zaraz pułkowi krolewskiemu kazał skoczyć do bitwy, sam został drugie pułki przeprawiać. Idziemy tedy ryścią. Moskwa zdumieli się: »Czy z nieba spadli?« Tu wojsko ich nie w porządku należytym: jedni się kupą bawią, drudzy Litwę

  1. rzecz nie cierpi zwłoki